Podczas swojego dorocznego exposé w sejmie na temat zadań polskiej polityki zagranicznej, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zauważył, że „otoczenie międzynarodowe jest mniej przewidywalne niż 20 lat temu, ale Polska jest silniejsza”. Zgadza się, dokonaliśmy imponującego awansu do grona rozwiniętych, największych gospodarek świata. Jednak chcąc coraz więcej znaczyć w świecie i działać na rzecz stabilności środowiska międzynarodowego, musimy zadbać nie tylko o własne podwórko.
Ambicje te powinny wiązać się również z podejmowaniem wysiłków na rzecz rozwiązywania problemów dotykających społeczeństw innych państw w ramach polityki współpracy rozwojowej, która w exposé ministra nie zyskała ani odpowiedniej uwagi, ani nie doczekała się zapowiedzi konkretnych działań.
Tymczasem, warto zwrócić uwagę na obecne przemiany w światowej pomocy rozwojowej, bo potencjalnie niosą one kolejne globalne wyzwania, również dla Polski i jej otoczenia. Działanie wbrew tendencji do ograniczania współpracy rozwojowej przez kolejnych zachodnich donatorów byłoby nie tylko budowaniem wiarygodności w imię tak mocno podkreślanej przez Warszawę solidarności, ale też dbaniem o własne interesy.
Bieżący kontekst międzynarodowej współpracy na rzecz rozwoju
Pomoc rozwojowa jest specyficzną częścią polityki zagranicznej. Odkładając na bok niepopularne w niepewnych czasach argumenty moralne, spójrzmy na nią w kategoriach tak propagowanego przez obecną amerykańską administrację „dealu”. I to dealu o charakterze strategicznym pod każdym względem: politycznym, gospodarczym i społecznym.
Od czasu decyzji Donalda Trumpa o wstrzymaniu działalności Amerykańskiej Agencji ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID) i wycofywaniu się z realizacji Celów Zrównoważonego Rozwoju wiele napisano już o tym, jak decyzje te zagrażają zdrowiu i życiu tysięcy osób w krajach najsłabiej rozwiniętych, często dotkniętych kryzysami humanitarnymi. Jednak poza trudnym jeszcze do oszacowania poziomem krzywd wyrządzonych społeczeństwom państw rozwijających się, zawieszenie działań agencji szkodzi też społeczności państw wysoko rozwiniętych. Podważa zaufanie i wiarygodność względem amerykańskiej pomocy zagranicznej, a w przyszłości może zachęcić innych zachodnich dawców do zmiany podejścia do współpracy rozwojowej. W ostatnim czasie decyzje o cięciu pomocowych budżetów podjęto już w Holandii, Belgii, czy Zjednoczonym Królestwie. Ponadto, jeśli Zachód nie zareaguje szybko, znajdą się chętni do wypełnienia pomocowej luki, choćby tzw. wschodzący donatorzy jak Chiny, Turcja, czy państwa Zatoki Perskiej.