Istotę tej prezydentury można dostrzec tym pewniej, że uwerturą do niej była pierwsza kadencja Donalda Trumpa. Wtedy jednak jego swobodę krępowała stosunkowo profesjonalna administracja. Trump wyciągnął z tego wnioski i tym razem udało mu się już na początku skutecznie wyłączyć hamulce i bezpieczniki. Dzięki temu tym razem mógł zacząć szybko wcielać w życie swe polityczne instynkty. W krótkim tekście jest miejsce na wskazanie tylko kilku z nich.
Co charakteryzuje drugą kadencję Donalda Trumpa?
Po pierwsze, podręcznikowy imperializm. To określenie może wydać się nieprawdopodobne, bo o imperializmie nauczyliśmy się już myśleć w czasie przeszłym, ale tak właśnie jest. Polityka Trumpa jest imperializmem z definicji Johna Hobsona z 1902 roku. Chodzi o sytuację, w której koła finansowo-przemysłowe mocarstwa zaprzęgają swój rząd i politykę państwa do ekspansji dającej dostęp do tanich surowców i łatwych rynków zbytu. Mają być stosowane instrumenty dyplomatyczne i wojskowe, choć niekoniecznie wojna, wystarczy nacisk. Motywem tej polityki jest zwiększenie zysku tych najbogatszych.
Czytaj więcej
Ameryka nie widziała tak intensywnych pierwszych 100 dni urzędowania prezydenta. Jego zwolennicy...
Przy czym Trump i jego ekipa twórczo rozwinęli Hobsona. W klasycznym imperializmie kapitaliści posługiwali się polityką, to znaczy klasą polityczną. U Trumpa kapitaliści zastąpili rząd, sami go tworzą, polityków więc nie potrzebują, chyba że jako dekorację, bo tym stał się Kongres USA dzięki zwasalizowaniu przez Trumpa Partii Republikańskiej. Zobaczymy, czy Trump do definicji Hobsona doda jej rozwinięcie przez Lenina, czyli wojnę. U Lenina imperializm to kapitalizm, który nie może żyć bez wojny.
Jest wszakże istotna różnica między imperializmem Trumpa a Hobsona, czyli tym z przełomu XIX i XX wieku. Imperializm historyczny miał również pewną szerszą ambicję, wręcz misję cywilizacyjną. Owszem, dyskusyjną, ale bezsporną. Widzimy ją w wierszu Rudyarda Kiplinga „Brzemię białego człowieka”. Czyli oprócz dostępu do surowców i rynków zbytu (wyzysku obcych ludów) to także pewna idea, religia, oświata, prawo. U Trumpa i jego ekipy niczego z tego nie ma, został tylko pazerny zysk. Należy się nam, bo jesteśmy najsilniejsi i nikomu z tego tytułu nic nie jesteśmy winni. Żadnego zobowiązania z tytułu przywileju, jakim jest siła i już osiągnięte bogactwo.