W latach 30. ubiegłego wieku polska dyplomacja promowała na forum Ligi Narodów koncepcję rozbrojenia moralnego. Generalnie chodziło o podjęcie przez członków Ligi zobowiązań tonujących agresywne zachowania państw mogące prowadzić do wojny. W ówczesnej atmosferze międzynarodowej ta propozycja miała sens i zyskała nawet niemałe poparcie. Już wtedy jednak zauważano, że w istocie chodziło o uzbrojenie moralne, to znaczy o kształtowanie takiej świadomości i podejmowanie takich działań w łonie Ligi, które by zwiększały bezpieczeństwo międzynarodowe. Dość podobna ofensywa na rzecz uzbrojenia moralnego Europy potrzebna jest dzisiaj, a to z uwagi na wzrost zagrożeń dla jej bezpieczeństwa.
Kto wybudził Europę ze snu o wiecznym pokoju
Dzisiaj mamy do czynienia z rozbrojeniem moralnym Europy, do którego doszło po zimnej wojnie. Europejczycy uwierzyli bowiem, że weszliśmy w okres „wiecznego pokoju”. Bezpieczeństwo militarne Europy miało być nadal zapewniane przez USA pospołu z NATO. Demokratyzująca się Rosja miała się stać strategicznym partnerem Zachodu; wszak w latach 90. zawarto odpowiednie porozumienia. Na drogę demokracji i stabilnego rozwoju miały wejść także państwa Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej leżące w sąsiedztwie Europy, czemu miały sprzyjać uzgodnione z nimi przez UE formy pomocy i współpracy.
Otulona porozumieniami z państwami otoczenia i zadowolona z niewątpliwych postępów integracji w samej Unii Europa dała się uśpić, czyli moralnie rozbroić. Dopiero ujawniona niedawno przez Rosję wściekła wrogość wobec Zachodu oraz jej agresja na Ukrainę z jednej strony, a z drugiej strony konflikty w Afryce i na Bliskim Wschodzie, w tym związane z nimi fale migracji, wybudziły Europejczyków z ich snu o wiecznym pokoju. Nadal jednak nie potrafią się na tyle moralnie uzbroić, aby móc skutecznie stawić czoła nowym zagrożeniom, choć materialny potencjał, którym dysponują, jest z pewnością wobec tych zagrożeń wystarczający. Atrofia politycznej woli, do której doszło w okresie długiej dywidendy pokoju, nie pozwala go ani dojrzeć, ani przerobić na zdolność do obrony. Stąd europejskie lęki i rozpaczliwe liczenie na Amerykę.
Polska prezydencja w Unii Europejskiej: Zmarnowana szansa?
Polska prezydencja w UE mogłaby to zmienić. Mogłaby, nawiązując do naszego polskiego doświadczenia, tchnąć w Unię przekonanie, że „Europa da radę”. I co najważniejsze, rozpocząć budowanie prawdziwych zdolności obronnych Europy: wobec wyzwania militarnego ze wschodu i migracyjnego z południa. Cała trudność leży w pobudzeniu czynnika wolicjonalnego, bo potencjału materialnego Europie nie brakuje.
Czytaj więcej
Polska prezydencja będzie wspierać strategiczny plan konsolidacji władzy w UE prowadzony w dużej mierze w interesie Europy Zachodniej. Jednak wiele wskazuje na to, że nie będzie przy tym w należyty sposób chroniła polskich interesów w zakresie bezpieczeństwa geopolitycznego, energetycznego, gospodarczego i żywnościowego.