Ekonomiczny i społeczny rozwój krajów będzie jednym z najważniejszych tematów, dyskutowanych podczas zbliżającego się, dorocznego Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Opinie na temat nowych „celów milenijnych" są podzielone – część ekspertów ostro krytykuje ich rozdrobnienie (liczba celów ogólnych została zwiększona z 8 do 17, a celów szczegółowych – z 18 do 169), inni twierdzą, że biorąc pod uwagę efekt skali, każdy wymierny i osiągnięty cel jest w stanie poprawić jakość życia milionów ludzi na świecie. Z naszej perspektywy istotne jest to, że na problem rozwoju światowi przywódcy patrzą coraz bardziej przez pryzmat jakości życia, a nie tylko prostych wskaźników gospodarczych. To wymaga zdecydowanie większego wysiłku, bo obiektywne zbadanie jakości życia nie jest łatwe. W BCG zmierzyliśmy się z tym zadaniem, opracowując Indeks Zrównoważonego Rozwoju (SEDA – Sustainable Economic Development Assesment). Naszym celem było stworzenie narzędzia, które – w oparciu o twarde dane – pozwala zmierzyć, jak kraje radzą sobie z przekładaniem wzrostu gospodarczego na dobrobyt swoich obywateli.
Spoglądamy na trzy grupy wskaźników: ekonomiczne (dochód, stabilność gospodarcza, poziom zatrudnienia), inwestycyjne (infrastruktura, system edukacji i opieki zdrowotnej) oraz zrównoważonego rozwoju (stan środowiska, instytucje rządowe, społeczeństwo obywatelskie i równość dochodów). Dzięki temu rządy mogą identyfikować mocne i słabe strony rozwoju ich krajów, a następnie wyznaczać priorytety i indywidualne strategie po to, by poprawiać jakość życia swoich obywateli.
Co pokazuje SEDA? Najlepiej na świecie żyje się mieszkańcom Zachodniej Europy. Ranking otwiera Norwegia, która wyprzedza inne kraje w niemal każdej kategorii – od równości dochodów po jakość społeczeństwa obywatelskiego. Na kolejnych miejscach znalazły się Luksemburg, Islandia, Szwajcaria, Finlandia, Szwecja, Dania, Holandia i Austria. W drugiej dziesiątce pojawiają się kraje spoza Europy, na czele z Australią, Nową Zelandia, Kanadą i Stanami Zjednoczonymi.
Wyniki SEDA potwierdzają, że imigranci, którzy zmierzają do Zachodniej Europy, postępują niezwykle racjonalnie i pragmatycznie. Twarde dane potwierdzają, że na świecie nie ma lepszych miejsc do życia niż Skandynawia, Niemcy czy Wielka Brytania. Jeśli zależy im na bezpieczeństwie, stabilności ekonomicznej czy dobrej edukacji dla dzieci, trudno im będzie znaleźć lepsze miejsce.
Tylko czy Europa jest w stanie tym oczekiwaniom podołać? Nie sądzę. Dlatego naszym celem – oraz celem zbliżającego się Zgromadzenia Ogólnego ONZ – powinno być wskazanie takich ścieżek działania, które mogą wesprzeć rozwój społeczno-gospodarczy i poprawić jakość życia w krajach, gdzie presja emigracyjna jest największa. Jestem przekonany, że każdy, jeśli tylko może, woli mieszkać u siebie niż być imigrantem.