Kolega podpowiedział mu, jak to spięcie zniwelować ćwiczeniami. Nie traktują się jak rywale i to jest wspaniałe – mówi Katarzyna Popowa-Zydroń, pianistka, jurorka Konkursu Chopinowskiego.
Zacznijmy od najbardziej oczywistego pytania, choć odpowiedź już tak oczywistą może nie być. Czego tak naprawdę oczekują dziś od pianistów jurorzy Konkursu Chopinowskiego?
To dość trudne pytanie. Ja osobiście poszukuję wykonawców, którzy nie deformując utworu, nie naruszając tekstu, szanując zapis Chopinowski, potrafią tę muzykę odmalować w taki sposób, żeby urzekła swoim pięknem, by chciało się jej bez końca słuchać. Twórczość Chopina pozostawia duży margines do interpretacji, pianiści mają więc spore pole do popisu.
Kiedyś mówiło się o poszukiwaniu wykonań najbliższych prawdy. Czy możemy dziś jednak przesądzać, jak brzmiała muzyka Chopina pod jego palcami?
Nie wiemy, jak grał Chopin. Próbujemy poszukiwać dawnych brzmień, przesiadając się za klawiatury instrumentów historycznych, ale przecież również one brzmią dziś inaczej niż kiedyś. Nie szukałabym więc za wszelką cenę ideału z przeszłości. Ta muzyka jest żywa, nie chcę przenosić jej do muzeum, tylko być nią zawładnięta tu i teraz.
Oryginalność wykonawców jest w cenie, czy nie powinna być nadmiernie eksponowana?
Jeśli ktoś chce swoją obecność podkreślić, a nie służy to kompozycji, to oczywiście nie jest to dobra ścieżka. Konkurs został stworzony po to, żeby podtrzymywać kult muzyki Fryderyka Chopina. Można jednak zaznaczyć swoją indywidualność, nie wykazując się ekstrawagancją, nie deformując utworów, nie stawiając się ponad kompozytora, wpasowując się w nurt wytyczony przez niego. W takiej sytuacji ten indywidualny rys jest jak najbardziej pożądany. Można jednak znaleźć bardzo oryginalne rozwiązania, wczytując się dokładnie w tekst, a nie posiłkując się nagraniami innych artystów i ogłaszając „bojkot” tradycji.
Czytaj więcej
166 pianistek i pianistów z 28 krajów przystąpi 23 kwietnia do eliminacji dających prawo udziału...
Ile czasu potrzeba, by przygotować się do Konkursu Chopinowskiego?
Jeśli są wyraźne przesłanki, że pianista ma potencjał, można zacząć się przygotowywać już pod koniec szkoły średniej. Na pewno nie polega to na pracy wyłącznie nad kompozycjami Chopina. Konieczne jest opanowanie szerokiego repertuaru, bez tego nie sposób grać dobrze Chopina. A jeśli mówimy już o konkretnej, intensywnej pracy, sądzę że potrzeba ponad roku. To jest optymalny czas, by poczuć się komfortowo, można mieć wówczas poczucie, że jest się dobrze przygotowanym i udźwignie się ten ogromny stres.
Poziom uczestników na przestrzeni lat się zmienia?
Mam wrażenie, że jest bardziej wyrównany. Nie zdarzają się już osoby, które ewidentnie nie powinny znaleźć się w konkursie, bo mają deficyty pianistyczne czy muzyczne. Dziś wszyscy są profesjonalistami. Ale czy liczba wyjątkowych wykonań tak bardzo się zwiększyła? Nie mam takiej pewności. Po kolejnych edycjach pozostają zazwyczaj trzy-cztery osoby, które zapadają głęboko w pamięć. I niekoniecznie są to zdobywcy pierwszych miejsc.
W programie nastąpiły ważne zmiany. W pierwszym etapie pojawił się obowiązkowo walc, a w finale - Polonez-Fantazja As-dur op. 61.
Polonez-Fantazja prezentowany w ostatnim etapie mocno zmieni kształt finału. To najtrudniejszy, najbardziej wymagający utwór Chopina. Na pewno dzięki niemu łatwiej będzie się zorientować, kto zasłużył na miano najlepszego. To bardzo ważna innowacja. Ale i walc, tak bliski epoce dziewiętnastowiecznej, będzie dla młodych ludzi nie lada wyzwaniem. Pianiści dziś zdecydowanie lepiej grają mazurki niż walce. Sądzę, że będzie to dość zdradliwy punkt programu. Walc z jego elegancją, lekkością, dwuznacznością sytuacji tańca we dwoje dla wielu młodych jest czymś odległym, niezrozumiałym. W walcach Chopina nic nie jest jednoznaczne, mnóstwo tam wewnętrznych sensów. Jestem bardzo ciekawa, jak odnajdą się uczestnicy konkursu w tej formie.
Pianiści przed konkursem muszą wykonać niezwykle różnorodną pracę, od opanowania utworów po pracę koncepcyjną. Oczekujecie jako jurorzy, że będą zgłębiać także materiały historyczne? Źródłowe? Że będą wnikliwie analizować biografię Chopina?
Uważam, że trzeba maksymalnie zbliżyć się do osoby kompozytora. Oczywiście w pierwszej kolejności przez jego muzykę, przez analizę zapisu tekstowego, ale również przez kontekst kulturowy. Wszystkim moim studentom, którzy przygotowują się do konkursu, polecam czytanie listów Chopina, zapoznanie się z historią Polski, z literaturą XIX wieku, z poezją Mickiewicza. Wszystko to jest potrzebne, by wykonanie było autentyczne. Dostępne są liczne książki o Chopinie. Zostały one przetłumaczone na wiele języków. Podobnie jest z literaturą XIX-wieczną. Tak więc ci, którzy poważnie myślą o konkursie, powinni przygotować się nie tylko muzycznie, ale też intelektualnie.
Wynika z tego, że polscy wykonawcy powinni mieć pewną przewagę już na starcie dzięki temu, że wychowali się w tej tradycji, znają historię, literaturę romantyczną, specyfikę tych czasów. Tymczasem Azjaci, pochodzący z zupełnie innej kultury, osiągają doskonałe wyniki.
Teoretycznie mamy przewagę, ale jak bardzo z tego skorzystamy - to jest już indywidualna kwestia. Co do silnej pozycji Azjatów - wynika ona z tego, że są doskonałymi muzykami i pianistami, a przy tym wykazują się niezwykłą stabilnością psychiczną na scenie. W dodatku przez ostatnich 15-20 lat bardzo zbliżyli się poznawczo do kultury europejskiej, zwłaszcza słowiańskiej z czasów XIX wieku. Między innymi za sprawą miłości do muzyki Chopina, która nimi wręcz zawładnęła. Potrafią grać niezwykle szczerze i emocjonalnie. Trzeba też podkreślić, że Azjaci mają inny etos pracy. Oni od najmłodszych lat przygotowują się do zawodu. Bo tak to traktują, zaczynają nierzadko jako czterolatkowie, pracują intensywnie w sposób bardzo metodyczny. Trudno szukać wśród pozostałej młodzieży takiego oddania i gotowości, by poświęcić wszystko jednemu celowi.
Czytaj więcej
Ile bym dał, żeby usłyszeć jakieś nagrania, kiedy Chopin improwizował – mówi pianista Mateusz Dub...
Co Azjatów tak silnie pociąga w Chopinie?
To kompozytor, którego nam zazdroszczą wszyscy inni instrumentaliści. On całe uniwersum muzyczne zamknął tylko w fortepianie. I ten kosmos jest do zagrania dziesięcioma palcami! Myślę, że to właśnie jest tak pociągające. To szalenie atrakcyjne dla każdego pianisty, który ma szansę objawić się jako wirtuoz, ale też konstruktor formy i – na końcu – również człowiek ze swoją wrażliwością i emocjami. Dzięki tej muzyce wchodzi się w niesłychanie bliski kontakt z publicznością, dla której z kolei Chopin jest niezwykle bliski w odbiorze. Jest tak ludzki, w jego twórczości może się przejrzeć każdy z nas. Poza tym ranga Konkursu Chopinowskiego jest bardzo duża. Zwycięzcę czeka pewna przyszłość artystyczna. To jedno wydarzenie może przesądzić o całej karierze. Dlatego cieszy się tak dużym zainteresowaniem.
Mówiłyśmy już o tym, jakie jurorzy mają oczekiwania wobec pianistów. Czego z kolei oczekują od siebie samych?
Wszyscy jesteśmy świadomi wielkiej odpowiedzialności, jaka na nas ciąży. Staramy się uczciwie podejść do powierzonego nam zadania, tak, by nikogo nie skrzywdzić. Nie jest łatwo utrzymać koncentrację przez długi czas, ale dokładamy starań, by pracować jak najwydajniej. Na pewno nasza praca jest męcząca, ale też przynosi mnóstwo pozytywnych emocji i daje dużo satysfakcji. Każda nowa osoba, która pojawia się na scenie, jest dla nas jakąś zagadką, wzbudza ciekawość. Gdy wykonuje program po raz kolejny, ta ciekawość wcale nie maleje. Zastanawiamy się, jak poradzi sobie z kolejnymi wyzwaniami.
Często zdarzają się gorące dyskusje między jurorami?
Założeniem jest, by zachować jak największą autonomię. Nie dyskutujemy w trakcie oceny, nie omawiamy dopiero co usłyszanych wykonań. Nawet jeśli dochodzi do wymiany zdań, to już w trakcie przerwy, po tym, jak się oddało głos. To dobra zasada, w ten sposób unika się sugerowania ocen, wzajemnych wpływów. Choć i tak wydaje się, że każdy z nas jest już w pewien sposób zaimpregnowany na zewnętrzne sugestie.
Konkurs Chopinowski to szczególne wyzwanie dla Polaków. Są wobec nich większe oczekiwania?
Presja w przypadku uczestników z Polski jest ogromna.
Pojawiają się duże nadzieje, a gdy rzeczywistość je weryfikuje, bywają bardzo krytykowani. Z bólem obserwuję, że właściwie więcej szkody potrafią mieć z nieudanego występu niż korzyści z udanego. Wydaje mi się, że bilans jest ujemny. Ale mimo wszystko podejmują wyzwanie. No cóż, zawód artysty nigdy nie był bezpiecznym zawodem, więc godzą się na to.
W przebiegu konkursu istotne są kwestie losowe, choćby to, o której godzinie pianista zagra, jak tego dnia będzie się czuł. Nie wszystko da się przewidzieć i zaplanować.
Tak właśnie jest. Dlatego by wygrać, potrzebny jest ten łut szczęścia. Jednemu słońce zaświeci jaśniej, innemu zgaśnie. To jest konkurs, komisja nie jest w stanie uwzględnić, jak uczestnik się czuje, czy boli go głowa, czy gotów jest zaprezentować swój materiał już z samego rana, gdy ciało jeszcze nie weszło w stan najwyższej aktywności. Zwłaszcza te poranne godziny są bardzo ciężkie dla artystów, nierzadko mają za sobą bezsenną noc, tymczasem o wskazanej godzinie trzeba być już w pełni sił. Takie są realia, ale uczestnicy godzą się na to. Nie mają pretensji do losu, to jest część ich życia.
Czytaj więcej
Pamiątki po Chopinie na aukcjach pojawiają się bardzo rzadko i osiągają wysokie ceny. Ostatnio Po...
W przypadku sportu praca z psychologiem jest na porządku dziennym. Muzyk, zwłaszcza biorący udział w takim konkursie jak ten, poddany jest ogromnemu stresowi. Czy również w tym środowisku korzysta się ze wsparcia psychologa?
Na uczelniach wyższych zaczynają pojawiać się zajęcia, w trakcie których uczy się przyszłych muzyków dbałości o swoje zdrowie, o psychikę. Ale to kropla w morzu potrzeb, nie da się tego porównać do możliwości, jakie mają w tym obszarze sportowcy. To się zmienia, jednak bardzo powoli. Przy czym częściowo na te potrzeby odpowiada nauczyciel instrumentu, który w procesie edukacji musi uwzględniać czynnik psychologiczny. Tylko wtedy nauczanie daje najlepsze rezultaty.
Jaka atmosfera panuje za kulisami konkursu? Pianiści widzą w pozostałych muzykach konkurentów? Czy stanowią dla siebie wsparcie? Jak to wyglądało w 1975 roku, gdy Pani brała udział w konkursie?
Za moich czasów pianiści z poszczególnych krajów trzymali się razem, raczej nie wychodzili poza grupy narodowościowe. Nie czułam życzliwości czy przychylności ze strony pozostałych muzyków. Teraz jest już inaczej, widzę to po zachowaniu moich studentów. Podczas ostatniego konkursu jednego z nich rozbolał kręgosłup i natychmiast znalazł się ktoś, kto polecił mu sprawdzonego lekarza. Inny pianista przeciążył rękę. Kolega podpowiedział mu, jak to spięcie zniwelować ćwiczeniami. Nie traktują się jak rywale i to jest wspaniałe. Ci młodzi ludzie często spotykają się później na innych konkursach, potrafią się zaprzyjaźnić. To przynosi dobre owoce również na scenie. W muzyce słychać, czy ktoś jest dobrym człowiekiem. Kiedyś prof. Jasiński powiedział: „Najpierw trzeba być człowiekiem, później trzeba być muzykiem, a na koniec – pianistą”. I tak w rzeczywistości jest.
Dziękuję za rozmowę.
Monika Borkowska