Czy Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju może się udać? Najpierw zastanówmy się, czym SOR jest. Plan rozwoju kraju może być długoterminowy lub średnioterminowy. SOR nie jest planem długoterminowym, ponieważ jest uchwalany zwykłą, a nie konstytucyjną większością głosów sejmowych. To oznacza, że – podobnie jak poprzednie strategie rozwoju Polski – zostanie odrzucony razem ze zmianą ekipy rządzącej. Tak została potraktowana przez PO strategia rozwoju pierwszej ekipy PiS z roku 2007, a z kolei strategia PO jest właśnie wyrzucana przez następny rząd PiS. Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju nie jest także średnioterminowym planem rozwoju. Świadczy o tym nieokreślenie wartości wskaźników przejściowych dla pierwszych lat jej realizacji (o czym więcej powiemy później). Pierwsze wartości wskaźników zostały w SOR określone dla roku 2020, dla którego aktualnie rządząca ekipa nie ma powodów, żeby uznawać, że będzie wtedy pozostawać u władzy.
Przeciw resortowości
Budowa planu od samego początku najeżona była problemami. W początkowej prezentacji, z lutego 2016, oraz w wywiadach, na przykład dla radiowej Trójki z 19 lutego zeszłego roku, premier Mateusz Morawiecki za najważniejszy czynnik warunkujący powodzenie jego strategii uznawał likwidację tzw. struktur silosowych w rządzie. Tzn. oczekiwał, że wszystkie ministerstwa będą ze sobą chętnie i efektywnie współpracowały. Wszystkie badania naukowe dotyczące przełamywania struktury silosowych wykazują, że najważniejszym czynnikiem warunkującym współpracę resortów jako całości jest współpraca szefów resortów. Niestety, polskie ministerstwa nie chcą ze sobą współpracować, co stwierdził Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" 16 grudnia 2016. Oznacza to, że Jarosław Kaczyński nie wywiązał się ze swojej roli budowy sprawnego rządu i nie umie pomóc Morawieckiemu w realizacji jego strategii. Co powinien zrobić premier Morawiecki, któremu szef rządzącej partii nie jest w stanie zapewnić zasadniczego wsparcia? Jeśli nie rezygnacji, to przynajmniej można by się spodziewać istotnego ograniczenia zakresu Strategii. Ale zakres ten... został poszerzony. Zaś likwidacja struktur silosowych została schowana w aktualnej wersji SOR na trzeci plan i zastąpiono ją „skoncentrowaniem funkcji zarządczych i koordynacyjnych w rękach ministra rozwoju i finansów". Czyli zamiast współpracy dobrowolnej, praca pod ścisłą kontrolą premiera Morawieckiego. Zmiana podejścia była zaprezentowana w przypadku ministrów Szałamachy i Adamczyka. Ciekawe, kto będzie następny?
Krokiem w podobnym kierunku, od podmiotowości do przedmiotowości, jest zmiana zapisów o roli człowieka w Strategii. W poprzedniej, lipcowej wersji SOR można było przeczytać, że „Strategia stawia człowieka w centrum bezpośredniego zainteresowania". Ale człowiek nie jest już w centrum zainteresowania ostatecznie przyjętej wersji SOR. W stwierdzenie o „człowieku w centrum zainteresowania" trudno i tak byłoby uwierzyć, przeglądając „wskaźniki realizacji celów Strategii". W tej chwili wskaźników jest 76, z czego „człowieka w centrum bezpośredniego zainteresowania" stawia tylko 35, a więc istotnie mniej niż połowa.
Przeanalizujmy na przykład wskaźniki dotyczące transportu. Dla przeciętnego Polaka na co dzień najważniejszym wskaźnikiem z tego obszaru jest czas dojazdu do pracy, zaś od święta zapewne możliwość szybkiego przemieszczania się na dłuższe dystanse. Czyli przeciętny Polak mógłby oczekiwać, że podstawowymi wskaźnikami będzie średni czas dojazdu do pracy oraz, na przykład, długość dróg szybkiego ruchu. Ale SOR, mimo ogólnych stwierdzeń dotyczących budowy autostrad, nie jest zainteresowana tymi wskaźnikami. Aż chciałoby się powiedzieć, że rząd się sam przetransportuje.
Natomiast rząd obiecuje, że zajmie się „masą ładunków transportu intermodalnego". Podejrzewam, że 99% przeciętnych Polaków, którzy jeszcze niedawno byli „w centrum bezpośredniego zainteresowania", w ogóle nie zna tego pojęcia. Albo inny wskaźnik, z obszaru edukacji, który ma ulec zwiększeniu: „osoby dorosłe uczestniczące w kształceniu lub szkoleniu (w wieku 25–64 lata)". Wartość tego wskaźnika powiększają studenci dzienni, pozostający na uczelniach po 25. roku. Strategia promuje słabych studentów kosztem utrzymujących ich rodziców.