W Operze Narodowej polityczna wojna i apel do premiera

Intrygujący, futurystyczny „Simon Boccanegra” w reżyserii Agnieszki Smoczyńskiej zyskał nieoczekiwaną pointę, gdy po premierze artyści Opery Narodowej zwrócili się z apelem do Donalda Tuska.

Publikacja: 17.02.2025 05:53

„Simon Boccanegra” i skłócony świat zmierzający do katastrofy klimatycznej

Opera Narodowa „Simon Boccanegra”

„Simon Boccanegra” i skłócony świat zmierzający do katastrofy klimatycznej

Foto: Krzysztof Bieliński

Po spektaklu jedni artyści kłaniali się widzom, inni rozwiesili olbrzymi transparent: „Panie premierze, zostaw nam Dąbrowskiego”, co z loży rządowej musiała widzieć ministra kultury Hanna Wróblewska. W ten sposób prowadzona przez nią wymiana dyrektora Opery Narodowej zyskała nowy, nieco surrealistyczny wymiar.

„Simon Boccanegra” to udana premiera sezonu

Ta procedura toczy się w ekspresowym tempie, jakiego Opera Narodowa nie doznała od lat. Na dodatek w sezonie, w którym wszystkie premiery – „Czarna maska” Pendereckiego, baletowy „Peer Gynt” i kaszubska „Wòlô Bòskô” – przyjęto, co rzadkie, entuzjastycznie.

Dołączył do nich „Simon Boccanegra” Verdiego. Stwierdzenie, że to spektakl wybitny, jest na wyrost, ale z pewnością oryginalny, wręcz zaskakujący i pobudzający do myślenia. A co może najważniejsze, na wysokim poziomie muzycznym.

Czytaj więcej

Opera Narodowa. Dyrektor poszukiwany w trybie ekspresowym

W muzyce zawarta jest przecież oś tej tragedii z niby szczęśliwym zakończeniem. Włoski dyrygent Fabio Biondi odczytał partyturę wbrew obiegowemu pojmowaniu Verdiego. Bardziej zróżnicował dynamikę, wydobył niedostrzegane drobne motywy, zadbał o koloryt i barwę dźwięku, bo „Simon Boccanegra” nie jest melodyjną katarynką. To opera dojrzałego Verdiego, w której dramatyzm jest zawarty i w śpiewie, i w grze orkiestry.

Jest więc ona pełnoprawnym bohaterem opery, co zrozumiała też reżyserka Agnieszka Smoczyńska, zadbawszy o wyeksponowanie śpiewaków i orkiestry. Gdy w kameralnym akcie drugim następuje kulminacja emocjonalnych napięć między postaciami, reżyserka zrezygnowała z mnogości pomysłów części pierwszej i zamknęła bohaterów w złotej niby-klatce, by pełniej wybrzmiały ich uczucia.

Gdy walka dwóch wrogich obozów prowadzi do katastrofy

Spektakl nie uszanował realiów libretta, jest widowiskiem dla odbiorców filmów i gier o Diunie oraz innych opowieści futurystycznych. XI-wieczna Genua została zamieniona na świat niedalekiej przyszłości zmierzający nieuchronnie do katastrofy. Ta alternatywna rzeczywistość zyskała intrygujący wizualnie kształt za sprawą scenografii Katarzyny Borkowskiej, autorki kostiumów Katarzyny Lewińskiej (świetny pomysł na strój mściwego Fiesca) i przy wsparciu choreografa Tomasza Wygody.

Libretto „Simona Boccanegry” jest dziś nieznośnie archaiczne, o czym można się przekonać, śledząc na ekranie jego polskie tłumaczenie. Agnieszka Smoczyńska zachowała jednak kolejność zdarzeń, wydobywając to, co w skomplikowanej intrydze tej opery dziś pozostaje aktualne.

Powstał więc spektakl o tym, jak dwie zapiekłe w politycznej nienawiści grupy społeczne, których przywódcy, kierując się głównie prywatnymi animozjami, toczą ze sobą walkę, co musi doprowadzić do tragedii. A w tle ginie świat spalony złowieszczymi promieniami słońca.

Taką narrację Agnieszka Smoczyńska przedstawia w sposób znany z jej filmów. Pokazuje rzeczywistość nam bliską, a jednocześnie nieoczywistą, niepokojącą, prowokującą do refleksji. Nie wszystko jednak w spektaklu zagrało. Pomysł dramaturga Roberta Bolesty, by z korsarza Simona Boccanegry, który stał się dożą Genui, uczynić papieża, nie dodał żadnych wartości. Jest po prostu nieczytelny. A kiedy Gabriele, ukochany Amelii ciekawie zamieniony w anioła czystej miłości, w momencie dramatycznych rozterek uczuciowych zaczyna sobie wyrywać ptasie pióra, wygląda wręcz groteskowo.

Znakomici soliści Rafał Siwek, Szymon Mechliński i Gabriela Legun

Na szczęście Anthony Ciaramitaro jako Gabriele śpiewa głosem o szlachetnym brzmieniu i ładnie prowadzonym, więc można mu darować, że przypomina zbuntowaną papugę. Nie tylko dlatego amerykański tenor nie jest największą ozdobą tej inscenizacji. Wartości włoskiemu dziełu dodali bowiem przede wszystkim polscy śpiewacy.

Szymon Mechliński jako Paolo Albiani w spektaklu Agnieszki Smoczyńskiej

Szymon Mechliński

Szymon Mechliński jako Paolo Albiani w spektaklu Agnieszki Smoczyńskiej

Foto: Krzysztof Bieliński

Od pierwszego wejścia mocą swego głosu i szlachetnością verdiowskiego brzmienia zagarnął dla siebie scenę bas Rafał Siwek (pragnący zemsty Fiesco). Baryton Szymon Mechliński stworzył niezwykle wyrazistą postać podstępnego Paola, tu zamienionego na Judasza. A premierowa debiutantka na narodowej scenie Gabriela Legun w partii Amelii wykorzystała okazję, by pokazać piękną delikatność i swobodę swego sopranowego głosu.

Postać Simona Boccanegry starannie zinterpretował rumuński baryton Sebastian Catana. Mamy jednak kilku rodzimych artystów bardzo predestynowanych do tej roli. Wspominam zaś o tym, bo ten spektakl powinien zostać na dłużej w Operze Narodowej. Ciekawe jednak, czy otrzyma taką szansę, skoro ma tu zacząć rządy nowa dyrekcja.

Po spektaklu jedni artyści kłaniali się widzom, inni rozwiesili olbrzymi transparent: „Panie premierze, zostaw nam Dąbrowskiego”, co z loży rządowej musiała widzieć ministra kultury Hanna Wróblewska. W ten sposób prowadzona przez nią wymiana dyrektora Opery Narodowej zyskała nowy, nieco surrealistyczny wymiar.

„Simon Boccanegra” to udana premiera sezonu

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opera
Opera Narodowa. Reżyserski debiut artystki filmowej
Opera
Opera Narodowa. Dyrektor poszukiwany w trybie ekspresowym
Opera
Nowa dyrektorka Opery Wrocławskiej, czyli kobieta na kryzys
Opera
Wrocław: „Trójkąt bermudzki” opery i teatru
Opera
Premiera „Czarnej maski”. Czy rzeczywiście nie ma ratunku dla świata