Śledztwo, które media okrzyknęły największą aferą spółdzielczą w Polsce, wszczęto w 2000 r. Najpierw prowadziły je prokuratury Rejonowa i Okręgowa w Olsztynie. Później akta przejęli śledczy z Łomży. Ale ani ci z Podlasia, ani ci z Warmii i Mazur nie widzieli podstaw do stawiania zarzutów. Wtedy na mocy decyzji prokuratora generalnego akta przeniesiono do Prokuratury Okręgowej w Elblągu. Był rok 2005.
Tym razem śledczy wraz z funkcjonariuszami CBŚ mieli odkryć to, co umykało innym: „spółdzielczą mafię”, która trzęsła Olsztynem. W układance mieli być wszyscy: prezes spółdzielni Pojezierze Zenon Procyk, jego współpracownicy, sędziowie będący na usługach prezesa i polityk. W sumie 27 osobom prokuratura postawiła 111 zarzutów. Najwięcej – 20 – Procykowi. W 2006 r. prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia.
Wczoraj po trzech latach i czterech miesiącach procesu zapadł wyrok.
– Mówiąc potocznie, z dużej chmury mały deszcz – stwierdził sędzia Dariusz Manista.
[wyimek]Sprawę można podsumować: z dużej chmury mały deszcz - Dariusz Manista, sędzia[/wyimek]