W czwartkowe popołudnie byliśmy świadkami cudu w siedzibie Narodowego Banku Polski przy ul. Świętokrzyskiej – prezes Adam Glapiński, jak nie on, mówił na konferencji prasowej po posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej krótko, konkretnie i na temat. Bez stand-upowych bonmotów, politycznych gawęd i straszenia spiskiem Niemiec oraz Tuska, chcącego za pomocą euro pozbawić Polskę suwerenności.
Właśnie tak powinny wyglądać konferencje szefa banku centralnego. Do pełnego szczęścia brakuje jeszcze tylko powrotu do sprawdzonego przez ćwierć wieku zwyczaju organizowania ich zaraz po zakończeniu posiedzenia RPP (a nie kolejnego dnia) i zapraszania nań jeszcze dwóch szeregowych członków tego gremium.
Czytaj więcej
Rada Polityki Pieniężnej nie zakończyła cyklu podwyżek stóp procentowych tylko go przerwała. Ale kolejne podwyżki są mało prawdopodobne – sugerował w czwartek prezes NBP Adam Glapiński, uzasadniając środową decyzję RPP.
Z ubranego w bardziej konkretne niż dotychczas i nieco technokratyczne słowa przekazu (w tym przypadku to zaleta) wyłania się wyjaśnienie wstrzymania (ale tylko wstrzymania, nie zakończenia – zastrzega prezes) podwyżek stóp NBP w ostatnich dwóch miesiącach. RPP wybrała wolniejsze tempo dochodzenia do celu, bo gwałtowana podwyżka – zdaniem prezesa – spowodowałaby zbyt wielkie perturbacje w gospodarce, już i tak zmierzającej w kierunku spowolnienia pod wpływem m.in. zjawisk recesyjnych u naszych europejskich partnerów handlowych.
Sęk w tym, że RPP ma w swoim ustawowym mandacie przede wszystkim obowiązek dbania o stabilny poziom cen, a dodatkowo także wspierania polityki rządu, o ile to nie kłóci się z celem głównym. O obronie gospodarki przed hamowaniem czy wzrostem bezrobocia w ustawie o NBP nie ma mowy. Ktoś mógłby więc twierdzić, że RPP wykracza poza swój mandat (a przecież w myśl art. 7 Konstytucji ograny władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa). Inaczej jest np. w USA, gdzie prawo jasno mówi, że Fed ma dbać zarówno o stabilność cen, jak i maksymalne zatrudnienie.