W sprawie uzbrojenia Europy są dwie informacje: dobra i zła. Dobra jest taka, że gwałtowna zmiana kursu w Waszyngtonie przeraziła wielu europejskich liderów i gotowi są teraz przyznać, że potrzebne jest znaczące zwiększenie wydatków wojskowych. Zła jest taka, że to przerażenie nie osiągnęło jeszcze poziomu strachu wywołanego pandemią Covid-19.
Gdy w 2020 r. gospodarka unijna, i nie tylko, praktycznie zamarła, 27 państw członkowskich zgodziło się na rzecz historyczną: po raz pierwszy UE wyszła na rynek długu i wyemitowała obligacje, z których finansowane są inwestycje unowocześniające unijną gospodarkę i zwiększające jej odporność na kryzysy. Program uzgodniono na 720 mld euro, z czego blisko 340 mld euro stanowią dotacje.
Pożyczki zamiast dotacji na unijną obronę
Tymczasem w ogłoszonym we wtorek planie dozbrojenia UE Komisja Europejska zaproponowała 150 mld euro w formie pożyczek. Trzeba je więc będzie spłacić, choć dzięki ofercie KE dla 20 państw członkowskich, w tym dla Polski, kredyty zaciągane za pośrednictwem Brukseli będą tańsze niż próby samodzielnego finansowania się na rynku. Ale uwaga: z tych pożyczek będzie można finansować tylko inwestycje zatwierdzone przez KE na jej warunkach, w tym tylko na sprzęt wyprodukowany w UE.
Czytaj więcej
Specjalny fundusz pożyczkowy na obronność, poluzowanie zasad fiskalnych i możliwe przesunięcia z Funduszu Spójności – w czwartek m.in. o tych propozycjach przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen będą rozmawiać liderzy polityczni podczas Rady Europejskiej.