– Próbowałem bronić marż w III kwartale zeszłego roku i miałem 28-proc. spadek sprzedaży. Zawsze jako ostatni włączam się do wojny cenowej – mówi Krzysztof Folta, prezes giełdowego TIM-u, czołowego dystrybutora materiałów elektrotechnicznych, w tym kabli. Na ich sprzedaży odbija się recesja w budownictwie. Na tyle mocno, że zdaniem prezesa Folty w tym roku wojna cenowa w branży instalacyjnej jeszcze się nasili.
Nie on jeden liczy się z takim efektem spowolnienia. Jak wynika z badania, które firma doradcza FernPartners przeprowadziła wśród 350 top menedżerów z dużych firm, co drugi spodziewa się w 2013 r. spadku sprzedaży w swej branży. Jednocześnie większość zapowiada, że głównym celem ich firmy będzie utrzymanie albo zwiększenie obrotów.
W jaki sposób chcą to osiągać? Przede wszystkim ceną, rabatami i bonusami, bo – jak twierdzi ponad trzy czwarte menedżerów – one są dziś dominującym kryterium zakupu w ich branży. Jakość ma mniejsze znaczenie – wskazuje ją sześciu na dziesięciu badanych. Na poziom obsługi liczy co trzeci, a na siłę swej marki tylko co czwarty.
Wśród przedstawicieli branży budowlanej i instalacyjnej, aż 90 proc. menedżerów podkreśla kryterium ceny. Nic dziwnego, bo prawie trzy czwarte firm spodziewa się spadku rynku.
Marek Michałowski, prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, ocenia, że dużych przetargów na inwestycje budowlane będzie mniej. – To zwykle nasila wojnę cenową, lecz teraz problemy ze zdobyciem finansowania ograniczą liczbę oferentów. Ci, którzy zostaną, będą oferować swe usługi już nie za 50 proc., a za 80 proc. ceny kosztorysowej. Jednak przy mniejszych przetargach wojna cenowa może być ostrzejsza – twierdzi Michałowski.