Jeszcze w wakacje ma szansę ruszyć pilotaż osobnych wycen badań patomorfologicznych, o które lekarze i pacjenci walczyli od lat.
Czytaj też: Andrzej Marszałek: jak wycenić badania patomorfologiczne
Dziś koszt badania patomorfologicznego zaszyty jest w zabiegu chirurgicznym, co sprawia, że dyrektorzy szpitali traktują je jako dodatkowy i starają się na nim oszczędzać. To sprawia, że za duże badanie, np. wyciętej piersi z węzłami chłonnymi, płacą zewnętrznym firmom kilkanaście złotych, podczas gdy rzetelna ocena wycinków razem z badaniem markerów nowotworowych kosztuje nawet 2 tys. zł. W efekcie pacjent dowiaduje się tylko, czy ma raka, czy nie, a za badanie pozwalające wdrożyć nowoczesne leczenie płaci albo z własnej kieszeni, albo wykonuje je na koszt ośrodka onkologicznego.
Resort zdrowia postanowił to zmienić. Przez dwa miesiące Polskie Towarzystwo Patologów (PolPat) razem ze specjalistami z NFZ i Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMiT) opracowało wstępne wyceny dziesięciu badań na wzór jednorodnych grup pacjentów, które powstały na podstawie danych z czterech centrów onkologii: w Warszawie, we Wrocławiu, w Poznaniu i Kielcach.
– Wyodrębniliśmy dziesięć rodzajów badań – od najprostszych, jak biopsja żołądka czy wycięcie łagodnej zmiany na skórze, do oceny dużego materiału onkologicznego, np. jelita grubego z węzłami czy macicy z przydatkami – tłumaczy prof. Andrzej Marszałek, konsultant krajowy patomorfologii, prezes Polskiego Towarzystwa Patologów. – Uwzględniliśmy grupę dla badań specjalnych, m.in. przeszczepianych narządów czy diagnostyki chłoniaków z węzła chłonnego. Przewidzieliśmy też osobne finansowanie badania sekcyjnego, uwzględniające koszt pracy ludzkiej, sporządzenia preparatów, ich analizy i opisu – tłumaczy prof. Marszałek.