– Chcemy, żeby Polacy rozwijali skrzydła. Nasza wizja rozwoju jest taka, aby na koniec naszej – mam nadzieję, trzeciej kadencji – średnie wynagrodzenie w Polsce wynosiło przynajmniej 10 tys. zł – stwierdził ostatnio premier Mateusz Morawiecki podczas jednego z wieców wyborczych PiS. A za sześć lat zarobki Polaków mają sięgać poziomu francuskiego. Obecnie we Francji na rękę zarabia się średnio ok. 41,1 tys. euro rocznie, a w Polsce – ok. 15,6 tys. euro rocznie.
Grubsze portfele
Nie tylko partia rządząca, także inne ugrupowania w tegorocznej kampanii kuszą Polaków wizją grubszych portfeli. Przykładowo: Koalicja Obywatelska obiecuje wzrost kwoty wolnej od podatku z 30 tys. do 60 tys. zł, co oznacza automatyczny wzrost wynagrodzeń netto (skala tego wzrostu zależy od wysokości zarobków). Trzecia Droga proponuje tzw. rodzinny PIT, czyli uwzględnienie dzieci w rozliczeniach podatkowych, co także ma zwiększyć dochody do dyspozycji.
Lewica postuluje 20-proc. podwyżki dla pracowników sfery budżetowej (podobnie jak KO), płacę minimalną na poziomie 66 proc. tej średniej (obecnie to zwykle ok. 50 proc.), skrócenie tygodnia pracy z 40 do 35 godzin przy tym samym wynagrodzeniu itp.
Czy te obietnice są prawdziwe i możliwe do zrealizowania? W dużej mierze tak – odpowiadają ekonomiści. Inna jednak sprawa, jakie koszty ze sobą niosą, a przede wszystkim, czy dają szansę na trwały, szybki i realny wzrost wynagrodzeń w Polsce?