Krytykowana przez wielu ustawa kominowa odchodzi do lamusa. 9 września w życie wchodzą nowe przepisy, które nie narzucają sztywnych poziomów wynagrodzeń dla członków władz państwowych spółek. Teraz wynagrodzenia będą składać się z części podstawowej oraz zmiennej. Ta pierwsza będzie zależeć m.in. od aktywów spółki, osiąganych przychodów oraz wielkości zatrudnienia. Z kolei wynagrodzenie zmienne uzależnione będzie od realizacji celów zarządczych, takich jak osiągnięcie założonego zysku netto, realizacji strategii czy inwestycji.
– W niektórych firmach prezesi zanotują kilkunasto- lub nawet kilkudziesięcioprocentową obniżkę rocznej pensji, jednak w wielu przypadkach możemy mieć do czynienia z sytuacją odwrotną – mówi Michał Młynarczyk, dyrektor zarządzający Hays Poland. Ocenia, że nowa ustawa to dobry kierunek.
Duże zmiany w płacach menedżerów
Zdaniem ekspertów mogą zniknąć duże różnice pomiędzy wynagrodzeniami członków władz spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa (podlegały ustawie kominowej, np. PGNiG, Grupa Lotos) i tych, w których rząd ma pakiet mniejszościowy (nie podlegały jej np. PKN Orlen i KGHM. Choć jak pokazuje praktyka, wynagrodzenia w tej pierwszej grupie do niskich wcale nie należały.
Menedżerowie skutecznie omijali zapisy ustawy, zawierając różnego rodzaju kontrakty czy zasiadając we władzach tzw. spółek wnuczek (czyli takich, w których udziały ma spółka zależna od tej kontrolowanej przez SP). Tak było np. w przypadku Lotosu, którego prezes Paweł Olechnowicz w ubiegłym roku oprócz podstawowego wynagrodzenia w wysokości 236 tys. zł otrzymał dodatkowo pięć razy większą kwotę.
Obecnie do rzadkości nie należą też wielomilionowe odprawy. Nowa ustawa ma je znacząco przyciąć. Agnieszka Wójcik, menedżer w firmie Antal Market Research, podkreśla, że do tej pory ustawa kominowa określała maksymalny pułap zarobków jako sześciokrotność przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw wraz z rocznymi premiami.