Rz: Został pan właśnie wybrany na rzecznika dyscyplinarnego przy Krajowej Radzie Sądownictwa na drugą kadencję. Zna pan te sprawy i wie, jak się toczą. Jest dobrze czy rację mają ci, co narzekają?
Marek Hibner: Jeśli chodzi o sędziów, to są totalnie krytykowani, ale na poważnie... Sądzę, że dzisiejsze przepisy regulujące postępowanie dyscyplinarne pozwalają sprawniej sądzić. Rewolucja w dyscyplinarkach nastąpiła w 2001 r. Od tego czasu sądami dyscyplinarnymi są w pierwszej instancji wszystkie sądy apelacyjne, w drugiej Sąd Najwyższy. Wcześniej wyglądało to dużo gorzej. Składy orzekające były kombinowane z całej Polski. Proszę sobie wyobrazić, jak trudno było ustalić termin rozprawy i wydać wyrok. Wówczas to rzeczywiście długo trwało. Dziś takich problemów nie ma. Rzecznik występuje do pierwszego prezesa SN, ten wyznacza sąd i sprawa rusza z miejsca. W sprawach sędziów sądów rejonowych od razu właściwy jest sąd apelacyjny, w którego okręgu pracują.
Z punktu widzenia logistyka poprawiła się sprawność postępowania. Obywatele coraz częściej skarżą się jednak na sądy i sędziów.
Skargi to temat rzeka. ?W ostatnich latach ich liczba wzrosła o ponad 100 proc. To nie oznacza oczywiście, że sędziowie nagle zaczęli tak źle pracować. ?Nie można zapominać, że sądy to szczególne miejsca, w których kumulują się ogromne namiętności: walki o majątek, zniesławienie, odszkodowania i zadośćuczynienia. W efekcie wydanie orzeczenia, które satysfakcjonuje obie strony, jest często niemożliwe. Ogromna większość to skargi ludzi niezadowolonych, którzy nie przyjmują do wiadomości, że przegrali sprawę. Zarzucają sędziemu, że niepotrzebnie dał wiarę temu, powiedzmy, Kowalskiemu, a on kłamał jak z nut. Są też skargi na zachowanie sędziów na sali rozpraw. Z tym także bywa różnie. Zdarza się, ?że do takich sytuacji dochodzi i wtedy znajdują swój finał w postępowaniu dyscyplinarnym. Ale bywa, że strona nie ma racji. Rok temu wpłynęła do mnie skarga na jeden z sądów apelacyjnych, a konkretnie jednego z jego sędziów. Kobieta, która była stroną, pisała, że w instancji odwoławczej sędzia wywierała na nią presję, krzyczała itd. Poprosiłem o akta sprawy, zresztą jeśli skarga nie jest anonimem, to często tak robię. Dostałem akta, a w nich płytkę z nagraniem. Odsłuchałem. Rozprawa niemal nudna, beznamiętna, żadnych emocji, nikt nie krzyczy, strona ma szansę się wypowiedzieć. Odpisałem autorce, że nie potwierdzam zarzutów. Po kilku tygodniach dostałem odpowiedź, że podtrzymuje swoje zarzuty. Cóż, ma prawo...
Zdarzały się lata, kiedy najsurowszych kar nie było w ogóle. Teraz są dwie, a nawet cztery rocznie