Mikołaj Małecki: Policjant zawinił, bandziora powiesili

Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy policji może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem.

Publikacja: 11.12.2024 05:40

Mikołaj Małecki: Policjant zawinił, bandziora powiesili

Foto: Adobe Stock

Tragiczna w skutkach interwencja policji na warszawskiej Pradze- Północ zakończyła się śmiercią jednego z funkcjonariuszy. Patrol został wezwany do agresywnego mężczyzny z maczetą. W trakcie zdarzenia, o którego przebiegu niewiele jeszcze wiemy, jeden z funkcjonariuszy użył broni palnej i postrzelił śmiertelnie innego policjanta. Użycie broni zostało uznane za niezasadne, funkcjonariusz ma zostać wydalony ze służy, grozi mu także proces karny. Podana w przestrzeni publicznej kwalifikacja prawna czynu może budzić wątpliwości. Równie dyskusyjne są polityczne reakcje na opisywane zajście.

Winny, kto strzelał

Do sytuacji odniósł się niemal natychmiast premier Donald Tusk. „Nie jestem sędzią, nie ja wydam wyrok, ale tak po ludzku wam powiem, że za śmierć policjanta odpowiada nie jego interweniujący kolega, tylko bandzior z maczetą” – napisał w serwisie X. Patrząc na sytuację „tak po ludzku”, można twierdzić, że bez zachowania agresywnego mężczyzny nie doszłoby do żadnej interwencji, a gdyby do interwencji nie doszło, nie padłby feralny strzał. Wiele lat temu porzuciliśmy jednak myślenie o odpowiedzialności karnej w kategoriach warunków koniecznych. Istnieje wiele innych warunków koniecznych, bez których nie doszłoby do śmiertelnego postrzału, poczynając od urodzenia ofiary i sprawcy, na producencie broni palnej kończąc. To zdroworozsądkowe rozumowanie okazuje się zawodne, gdy trzeba wskazać rzeczywistego sprawcę skutku – osobę, która swoim bezprawnym zachowaniem wywołała ryzyko dla życia człowieka.

Czytaj więcej

Sprawa policjanta, który postrzelił kolegę. Nowa decyzja prokuratury

Reakcja polityczna premiera wydaje się zrozumiała w kategoriach międzyludzkich. Jednak w kategoriach prawnych za śmierć policjanta zdecydowanie nie jest odpowiedzialny „bandzior z maczetą”. Jest winny zakłócania porządku publicznego. Jest być może winny dopuszczenia się czynnej napaści na interweniujący patrol. Nie jest on jednak winny feralnej śmierci policjanta, gdyż nie on oddał śmiertelny strzał. Nie jest winny, bo maczeta nie była narzędziem zbrodni. Nie jest winny, bo fachowo interweniujący policjanci nie powinni stwarzać zagrożenia dla swoich kolegów. Nie jest winny śmierci funkcjonariusza, bo wiążące zasady obchodzenia się z bronią zostały naruszone przez inną osobę. Nie ma więc żadnych podstaw, by publicznie „wieszać” mężczyznę za czyn, którego nie popełnił.

Umyślne postrzelenie?

Z doniesień medialnych wynika, że policjantowi postawiono zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu człowieka z następstwem w postaci śmierci. Zgodnie z komunikatami, sprawcy ma grozić dożywotnie pozbawienie wolności, co potwierdza, że w grę wchodzi art. 156 § 3 kodeksu karnego. Taka kwalifikacja prawna zakłada, że policjant umyślnie – w sposób zamierzony – spowodował ciężkie obrażenia ciała funkcjonariusza, zaś wynikająca z nich śmierć została spowodowana nieumyślnie.

Zarzut popełnienia umyślno-nieumyślnej zbrodni musi budzić wątpliwości. Przyjęcie takiej kwalifikacji prawnej wymagałoby udowodnienia, że strzelający policjant przewidywał możliwość spowodowania poważnego zagrożenia dla zdrowia człowieka i chciał albo godził się na ciężkie skutki na jego zdrowiu. Kluczowe dla oceny poprawności przyjętej kwalifikacji będą dokładne ustalenia faktyczne, w jakich okolicznościach doszło do feralnego postrzału. Rozważmy dwa hipotetyczne warianty zdarzenia: 1) postrzał w wyniku „zboczenia” kuli kierowanej w kierunku rzeczywistego napastnika; 2) pomylenie nieumundurowanego policjanta z faktycznym napastnikiem i oddanie strzału w przekonaniu, że strzela się do agresora.

W pierwszej sytuacji przyjmowanie zamiaru wydaje się wysoce karkołomne. Dynamika zajścia świadczy o przypadkowości postrzału, w grę wchodzi nieumyślność. W drugiej sytuacji zachodzi tak zwany błąd co do osoby (error in personam). Sprawca działa w błędzie co do tożsamości osoby, jednak błąd tego typu nie ma prawnego znaczenia: policjant ma świadomość, że oddaje strzał do człowieka, niezależnie od tego, że myli tożsamość ofiary. Nie uciekniemy jednak od pytania, czy oddaniu strzału towarzyszył zamiar spowodowania aż ciężkich obrażeń ciała. Istnieje również cienka granica między zamiarem spowodowania poważnych obrażeń zagrażających życiu a zamiarem zabójstwa – jeśli przyjęto, że policjant umyślnie spowodował ciężki uszczerbek na zdrowiu, dlaczego nie przyjęto, że miał zamiar spowodowania śmierci? Mniej ryzykowne byłoby sięgnięcie po przepis o nieumyślnym skutku śmiertelnym z art. 155 k.k.

39 strzałów bez zamiaru

W praktyce stosowania prawa kwalifikacja prawna policyjnej strzelaniny może nastręczać trudności, przybierających postać oczywistego wypaczenia obowiązujących przepisów. Sięgam pamięcią do sprawy policjantów, którzy postronnych i niewinnych ludzi przebywających w samochodzie wzięli za groźnych przestępców. W konsekwencji postanowili zatrzymać ich do kontroli drogowej. Ci zaś przestraszyli się, że mają do czynienia z napadem i ruszyli do ucieczki (nieumundurowani policjanci poruszali się nieoznakowanym pojazdem). Funkcjonariusze uznali to za potwierdzenie, że autem faktycznie poruszają się bandyci, i ostrzelali jadący pojazd: z 39 oddanych strzałów 31 dosięgło celu. Kierowca zmarł na skutek rany postrzałowej głowy, jego pasażer doznał ciężkich i trwałych obrażeń ciała (zob. wyrok Sądu Najwyższego z 17 stycznia 2013 r., sygnatura akt V KK 99/12)

Sądy uznały to za… sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób z nieumyślnym następstwem w postaci śmierci człowieka (art. 165 k.k.). Stwierdzono więc, że oddanie ponad 30 strzałów z bliskiej odległości w kierunku pojazdu, w którym przebywają ludzie, na wysokości szyby (korpusu ciała i głowy), nie stanowi umyślnego godzenia w życie, a więc usiłowania lub dokonania zabójstwa. Pomińmy już w tym miejscu kwestię uniewinnienia wszystkich policjantów od zarzucanych im czynów.

Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem. Nie trzeba dowodzić, że różnicowanie sytuacji prawnej obywateli pod wskazanym względem nie ma nic wspólnego z kodeksem karnym ani zasadą równości wobec prawa.

Autor jest doktorem habilitowanym, wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego, prowadzi portal DogmatyKarnisty.pl

Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Co poeta miał na myśli
Rzecz o prawie
Artur Klepacki: Zagrożona poufność tożsamości sygnalisty
Rzecz o prawie
Robert Damski: A czy Ty masz immunitet egzekucyjny?
Rzecz o prawie
Katarzyna Krzyżanowska: Nieprzewidywalność nowych sędziów SN i jej możliwy efekt
Rzecz o prawie
Marek Domagalski: Kto histeryzuje przed wyborami