W Trybunale Konstytucyjnym nie ma już Julii Przyłębskiej, jej kadencja zakończyła się w poniedziałek. Jak pan ocenia jej ośmioletnie kierowanie tą instytucją?
Jednoznacznie negatywnie. Ostatnie osiem lat to był najgorszy okres w historii Trybunału Konstytucyjnego w Polsce. Instytucja ciesząca się autorytetem w świecie prawniczym i zaufaniem wśród obywateli została doprowadzona na skraj organizacyjnej, merytorycznej, funkcjonalnej oraz etycznej zapaści. Trybunał stał się instytucją wasalną wobec polityków, targaną wewnętrznymi sporami oraz dysfunkcjonalną orzeczniczo. W Trybunale orzekały osoby do tego nieuprawnione, a status prawny prezesa TK rodził poważne wątpliwości prawne, zarówno związane z powołaniem na stanowisko prezesa, jak i kierowaniem TK pomimo upływu kadencji prezesa. Obraz Trybunału za czasów Julii Przyłębskiej dopełniają nietransparentne zmiany w składach orzekających, fatalne statystyki oraz gigantyczne przewlekłości w rozpatrywaniu spraw.
Czytaj więcej
Trybunał Konstytucyjny pod kierownictwem Julii Przyłębskiej wydawał średnio o prawie 60 proc. mniej wyroków rocznie niż za poprzedniego prezesa. Bilans jest smutny, mniejsza efektywność i spadek zaufania.
Czy odejście Julii Przyłębskiej z TK zmieni cokolwiek w funkcjonowaniu tej instytucji?
Gorzej zapewne nie będzie, bo to byłoby trudne. Samo odejście Julii Przyłębskiej z Trybunału sytuacji jednak nie poprawi. Błędy prawne, naruszanie standardów praworządności, topniejąca niezależność i rosnące upolitycznienie Trybunału, to proces który trwał latami. Bardzo trudno będzie go odwrócić, tym bardziej, że niezbędne zmiany nie mogą mieć charakteru odwetowego i rewolucyjnego. Nie sposób bowiem przywracać praworządności nieprawymi metodami.