Marek Migalski: Końskie – koszmar Rafała Trzaskowskiego

Piękna katastrofa. W dodatku na własne życzenie, bo kandydat KO wszedł z całym impetem w zasadzkę zastawioną przez swój własny sztab. Czy dla Rafała Trzaskowskiego okaże się tak fatalna w skutkach, jak debata w Końskich sprzed pięciu lat i znowu przegra w tym mieście wybory prezydenckie?

Publikacja: 14.04.2025 13:52

Rafał Trzaskowski

Rafał Trzaskowski

Foto: PAP/Adam Kumorowicz

Ogólna prawidłowość, którą zauważam w kampaniach wyborczych, wskazuje na to, że powinien ryzykować ten, kto musi, natomiast ten, komu idzie dobrze, winien unikać podejmowania ryzyka. Rafał Trzaskowski złamał tę zasadę pięć lat temu, nie jadąc na debatę do Końskich, a także w zeszłym tygodniu, samemu organizując ją w tym właśnie mieście. Najgorsze, że obie decyzje podpowiedzieli mu ci sami ludzie ze sztabu. Ludzie, którzy już raz przyczynili się do jego przegranej.

Dlaczego Rafał Trzaskowski powinien w 2020 roku jechać na debatę do Końskich?

Zacznijmy od sytuacji z 2020 roku. Wówczas to prezydent Warszawy był na musiku i powinien gonić uciekającego mu Andrzeja Dudę. Dlatego rezygnacja z wyjazdu do Końskich była niezrozumiała. Oczywiście, czekała go tam zasadzka przygotowana przez medialnych funkcjonariuszy telewizji kierowanej przez Jacka Kurskiego, ale Trzaskowski miał asa w rękawie. Kilka dni wcześniej „Rzeczpospolita” ujawniła, że jego główny konkurent ułaskawił swego czasu pedofila.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Trzaskowski, Nawrocki i kryzys duopolu. Pięć wniosków z debatowego superpiątku w Końskich

Sprawa była prawnie i moralnie skomplikowana, ale fakt pozostawał faktem. Wystarczyło tylko schylić się po niego i użyć w debacie: zażądać od Dudy wyjaśnień i przeprosin, a w razie – dosyć oczywistego – oporu wyjść ze studia. Dzięki temu miliony zwolenników urzędującego prezydenta w ogóle dowiedziałyby się o aferze i zapewne część z nich byłaby nią oburzona. Nie na tyle, by oddać kilka dni później głos na kandydata PO, ale na tyle, by zostać w domach. Przypomnę, że Trzaskowski przegrał różnicą jedynie ok. 400 tys. głosów. To właśnie w czasie tamtej debaty mógł zniechęcić do swego konkurenta tych wyborców.

Sama organizacja imprezy może okazać się problemem prawnym i skutkować odebraniem subwencji i dotacji budżetowych Platformie

Jeśli jednak prezydent Warszawy bał się udziału w debacie, mógł przynajmniej pojechać do Końskich tego samego dnia i na rynku, wśród „zwykłych ludzi”, zaatakować konkurenta. Jeśli nie sprawą ułaskawienia pedofila, to jakąś inną. Wówczas wyszedłby na człowieka niebojącego się „przeciętnych wyborców”, aktywnego, sprawczego. Niestety, zamiast konfrontacji z Dudą, kandydat PO wybrał bezpieczną konferencję prasową z dziennikarzami. Kilka dni później musiał gratulować urzędującemu prezydentowi wyboru na drugą kadencję.

Piątkowa debata prezydencka w Końskich to była pułapka zastawiona na Rafała Trzaskowskiego

A teraz zobaczmy, jakie błędy popełnił sztab kandydata KO w zeszłym tygodniu. Od początku pomysł starcia w Końskich był bez sensu. Po pierwsze dlatego, że dziś to on jest faworytem, więc powinien unikać ryzyka. Stało się inaczej i Trzaskowski wszedł z całym impetem w zasadzkę zastawioną przez swój własny sztab.

Po drugie, po co w ogóle chciano pompować notowania Karola Nawrockiego akurat w momencie, gdy fatalnie szła mu kampania? Owszem, polaryzacja na linii PO–PiS od dwóch dekad służy obu tym partiom, bo – w zgodzie z „pierwszym prawem Migalskiego” – gdzie dwóch się bije, tam trzeci traci. Ale obecnie wzmacnianie kandydata PiS było zupełnie bez sensu (a tym na pewno skończyłaby się ustawka w postaci debaty jeden na jeden).

Kto byłby łatwiejszym przeciwnikiem dla Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze: Karol Nawrocki czy Sławomir Mentzen?

Po trzecie, wbrew powszechnemu mniemaniu Sławomir Mentzen byłby w drugiej turze łatwiejszym przeciwnikiem dla Trzaskowskiego niż Nawrocki. Z dwóch, co najmniej, powodów – programowego i politycznego. Programowy zasadza się na sprzeczności interesów zdecydowanej większości elektoratu PiS z programem Konfederacji.

Czytaj więcej

Sondaż po debatach: Rafał Trzaskowski i Sławomir Mentzen tracą, Karol Nawrocki zyskuje

Naprawdę ktoś poważnie myśli, że z nienawiści do Donalda Tuska propisowscy emeryci zagłosują na Mentzena, by zlikwidował im 13. i 14. emeryturę, wielodzietne rodziny, by odebrał im program 800+, a młodzi, by zafundował im płatne studia? Z poglądami Mentzena (także na kwestie aborcji) nie da się w Polsce wygrać wyborów prezydenckich. Natomiast z programem Nawrockiego – owszem.

Czy Jarosław Kaczyński poparłby Sławomira Mentzena w drugiej turze wyborów prezydenckich?

Druga kwestia to czysta polityka – wiemy, jak po przegranej w pierwszej turze zachowa się lider Konfederacji: powie, że „PiS, PO – jedno zło”, i pozwoli swym zwolennikom głosować tak, jak chcą. Zapewne większość z nich odda głos na Nawrockiego, ale część wybierze Trzaskowskiego (przewiduję, że w stosunku 70 proc. do 30 proc.). A jak postąpiłby Jarosław Kaczyński, gdyby jego pomazaniec nie wszedł do drugiej tury? Wszak już sam ten fakt byłby dla PiS katastrofą, a wygrana Mentzena byłaby końcem tej partii.

Na szczęście dla Trzaskowskiego to on dziś pozostaje faworytem, więc nawet jeśli odczuje sondażowe konsekwencje tej debaty (a odczuje), to ma z czego tracić, a poza tym do wyborów jeszcze został ponad miesiąc, więc będą okazje do naprawienia tego błędu

Dlatego można przypuszczać, że Kaczyński wezwałby do bojkotu drugiej tury – pod pretekstem, że pierwsza była sfałszowana i zmanipulowana. Osiągnąłby w ten sposób dwa cele – Mentzen nie zostałby głową państwa (a tym samym Konfederacja nie zastąpiłaby PiS w roli głównej siły opozycyjnej wobec PO), a Trzaskowskiemu (który w takiej sytuacji odniósłby łatwe zwycięstwo) można byłoby przez następne pięć lat zarzucać słabą legitymizację, bo w drugiej turze frekwencja byłaby bardzo niska (w granicach 50 proc.).

Debata w Końskich może się okazać poważnym problemem prawnym dla PO. Czy straci dotację z budżetu?

Po czwarte wreszcie, decyzja sztabu Trzaskowskiego o pojechaniu w tym roku do Końskich była błędem także i z tego powodu, że ostatecznie wypadł on w niej blado (w przeciwieństwie do Szymona Hołowni i Magdaleny Biejat, którzy ze wszystkich konkurentów mają największą siłę przyciągania do siebie wyborców kandydata PO – wiadomo, że w ramach opozycji i koalicji łatwiej sobie podkradać poparcie, niż w poprzek politycznych podziałów). A także dlatego, że sama organizacja imprezy może okazać się problemem prawnym i skutkować odebraniem subwencji i dotacji budżetowych Platformie. Okazało się bowiem, że ostatecznie było to wydarzenie finansowane przez sztab Trzaskowskiego, co samo w sobie jest już kuriozum (za pieniądze PO odbyła się debata promująca konkurentów), ale ważniejszym aspektem jest podejrzenie, iż mogło dojść do złamania prawa wyborczego, bowiem stanowi ono, że jeden komitet wyborczy nie może sponsorować działań innego komitetu.

Czytaj więcej

Marek Migalski: Samobójcza strategia sztabu Trzaskowskiego

Piękna katastrofa – można byłoby powiedzieć cytatem z filmu „Grek Zorba”. W dodatku na własne życzenie. Czy okaże się tak fatalna w skutkach, jak ta sprzed pięciu lat? Na szczęście dla Trzaskowskiego to on dziś pozostaje faworytem, więc nawet jeśli odczuje sondażowe konsekwencje tej debaty (a odczuje), to ma z czego tracić. A poza tym do wyborów został jeszcze ponad miesiąc, więc będą okazje do naprawienia tego błędu. Wszystko pod warunkiem, że sztab kandydata KO nie będzie wsadzał go na kolejne miny.

Ogólna prawidłowość, którą zauważam w kampaniach wyborczych, wskazuje na to, że powinien ryzykować ten, kto musi, natomiast ten, komu idzie dobrze, winien unikać podejmowania ryzyka. Rafał Trzaskowski złamał tę zasadę pięć lat temu, nie jadąc na debatę do Końskich, a także w zeszłym tygodniu, samemu organizując ją w tym właśnie mieście. Najgorsze, że obie decyzje podpowiedzieli mu ci sami ludzie ze sztabu. Ludzie, którzy już raz przyczynili się do jego przegranej.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Przemysław Kulawiński: Spór o religię w szkołach. Czy możliwe jest pogodzenie skrajnych stanowisk?
felietony
Marek A. Cichocki: Friedrich Merz mówi, że Niemcy wracają. Pytanie, do czego?
analizy
Dlaczego młodzi ludzie nie chcą „iść w belferkę”?
analizy
NATO nieco mniej amerykańskie
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Trzaskowski, Nawrocki i kryzys duopolu. Pięć wniosków z debatowego superpiątku w Końskich