Kandydat Koalicji Obywatelskiej ma szanse na zwycięstwo, jeśli będzie przedstawiał się jako reprezentant obecnego obozu rządzącego. Czyli będzie robił dokładnie odwrotnie, niż podpowiadają mu jego obecni doradcy.
Kłamstwo sztabu Rafała Trzaskowskiego
Zacznijmy od rzeczy najprostszej, czyli stwierdzenia, że obecny prezydent Warszawy nie jest niezależny – jest wiceprzewodniczącym Platformy Obywatelskiej, inauguracja jego kampanii zaczęła się w Gliwicach na konwencji tej partii, a osobą wywołująca go na scenę był szef PO Donald Tusk. Przedstawianie zatem Trzaskowskiego jako kandydata niezależnego jest najzwyczajniej na świecie kłamstwem i to kłamstwem na krótkich nóżkach.
Czytaj więcej
Gdyby wybory prezydenckie 2025 odbyły się teraz, do ich rozstrzygnięcia potrzebna byłaby druga tura, w której zmierzyliby się Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki - wynika z najnowszego sondażu.
Ale nie to jest najgorsze z marketingowego punktu widzenia, bo w polityce (podobnie zresztą jak w biznesie) dochodzi do oszustw w sprzedaży produktów i to na dużą skalę. Problemem jest to, że taka ściema może przynieść skutki odwrotne od zamierzonych. O ile kłamstwo w sprawie rzekomej niezależności Karola Nawrockiego jest sensowne, bo może on wygrać tylko pod warunkiem oderwania się od PiS i jego prezesa, o tyle w tym przypadku popełniany jest fundamentalny błąd. Z czego on wynika?
Jeśli zagreguje się wyniki większości sondaży z ostatnich miesięcy, jasno będzie wynikać, że przewaga koalicji nad opozycją wynosi około 10 punktów procentowych – zsumowane poparcie dla KO, PL2050, PSL i Lewicy wynosi około 55 proc., a zsumowane poparcie dla PiS i Konfederacji około 45 proc. Wynika z tego najważniejszy wniosek – Trzaskowski ma największe szanse na wygraną nie wówczas, gdy będzie przedstawiał się jako kandydat niezależny, ale jako zwornik obecnego układu rządowego, ktoś reprezentujący całą koalicję 15 października, patron anty-PiS-u.