Nie jest tak, jak twierdzi prawica, że zupełnie nic się nie dzieje: z okazji tysięcznej rocznicy koronacji Bolesława Chrobrego 26 kwietnia w Gnieźnie jest organizowane Zgromadzenie Narodowe. Ale co z tego? Łatwo wyobrazić sobie, że w tych dniach Polska mogła zostać gospodarzem międzynarodowych obchodów, podobnych do otwarcia wyremontowanej po pożarze katedry Notre Dame w Paryżu. W uroczystości 7 grudnia 2024 roku udział wzięli m.in. Donald Trump, Andrzej Duda i Wołodymyr Zełenski. „To jest Francja” – wybrzmiał komunikat prezydenta Francji Emmanuela Macrona.
Donald Tusk o polityce historycznej mówi, ale jej nie uprawia
Nic takiego w Polsce się nie wydarzy. Dlaczego? Bo Donald Tusk nie widzi takiej potrzeby. Choć premier nawiązywał do tysięcznej rocznicy koronacji Bolesława Chrobrego podczas wystąpienia na Giełdzie Papierów Wartościowych, kiedy mówił o rozwoju Polski, na słowach się skończyło.
Z jednej strony mogłoby się wydawać, że wciąż niezainteresowana polityką historyczną Koalicja Obywatelska jednak lepiej rozumie te emocje. Donald Tusk – według informacji Witolda Jurasza z Onetu – odrzucił propozycję, którą 2 lipca 2024 roku złożył mu kanclerz Niemiec Olaf Scholz, uznając, że 200 mln euro dla żyjących ofiar II wojny światowej to za mało. W rocznicę wybuchu powstania warszawskiego premier obiecał zaś pieniądze na rozbudowę upamiętniającego bohaterów muzeum. Poza tym zajął jednoznaczne stanowisko w sprawie Wołynia, uzależniając wejście Ukrainy do Unii Europejskiej od zgody na ekshumacje. Choć pierwszy zrobił to wicepremier i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz. Wreszcie koalicja rządząca w rocznicę Bitwy Warszawskiej zorganizowała wojskową paradę, choć kiedy KO, Polska 2050 i Lewica były w opozycji, krytykowały za to PiS. Donaldowi Tuskowi ma również zależeć na tym, aby w Berlinie stanął pomnik upamiętniający Polaków zamordowanych przez Niemców w okresie okupacji.
Czytaj więcej
Z badań wynika, że młodzi Niemcy nie wymieniają Polaków wśród ofiar drugiej wojny światowej. Czy...
Z drugiej zaś działania Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego sprowadzają się do wymiany szefów instytucji. Jeszcze kiedy resortem kierował Bartłomiej Sienkiewicz, Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego przekształcono w Instytut Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza. Z kolei Hanna Wróblewska na stanowisko szefa Instytutu Pileckiego powołała prof. Krzysztofa Ruchniewicza, który – podobnie jak szefujący Narutowiczowi dr hab. Adam Leszczyński – jest przeciwnikiem polityki historycznej. A przy tym Ruchniewicz afirmuje niemiecką „kulturę pamięci”, która jest sprzeczna z polskimi interesami. Zmieniła się również dyrekcja Muzeum Historii Polski: dr hab. Marcin Napiórkowski jako jedyny z wymienionych może mieć jakąś wizję (to raczej zwrot ku przyszłości), ale powstaje pytanie, czego od niego oczekuje ministerstwo i na co mu pozwoli.