Przyjrzyjmy się najpierw Koalicji Obywatelskiej. Czy coś strasznego stałoby się, gdyby jednak Rafał Trzaskowski nie został prezydentem? Przecież oznaczałoby to trwanie obecnego stanu rzeczy, a ten nie jest – przynajmniej z punktu widzenia zwolenników obecnej władzy – katastrofalny. Sam Donald Tusk mógłby nawet na tym zyskać – nadal pozostawałby centralną postacią anty-PiS, bez groźby utworzenia się wokół Trzaskowskiego nowego ośrodka władzy oraz z usprawiedliwieniem niezrealizowania wszystkich obietnic wyborczych. Przecież Karol Nawrocki jako prezydent państwa byłby w 2027 roku wspaniałym wytłumaczeniem niepowodzeń rządu. Nie twierdzę, że Tusk chce porażki kandydata KO (bo to chyba zbyt mocna teza), ale na pewno nie załamałby się, jeśli rzeczywiście tak by się stało. Zwłaszcza że nie on osobiście ponosiłby za to odpowiedzialność – wszak Trzaskowskiego wskazali działacze KO, a nie szef PO.
Jeśli dla kogoś będą to najważniejsze wybory po 1989 r., to dla Rafała Trzaskowskiego
Wygrana kandydata PiS byłaby tragedią jedynie dla Trzaskowskiego. Być może byłaby nawet końcem jego kariery. Bo jakże to tak, że cudowne dziecko polskiej polityki przegrywa po raz kolejny rywalizację o najwyższy urząd w państwie – tym razem zresztą już w roli faworyta i będąc wspomaganym przez cały aparat państwa? Rzeczywiście, dla włodarza stolicy są to najważniejsze wybory od 1989 roku. Ale tylko dla niego.
A jak to wygląda z punktu widzenia PiS? Tu sytuacja jest poważniejsza niż w przypadku KO, bo stawka jest wyższa. Przegrana Karola Nawrockiego „domknie system” – jak lubią to określać działacze i medialni funkcjonariusze Zjednoczonej Prawicy. Bo upadnie jeden z ostatnich bastionów obrony poprzedniej władzy i „depisizacja” będzie mogła ruszyć z kopyta. Także osobista pozycja Jarosława Kaczyńskiego może być wówczas zagrożona, bo w przeciwieństwie do swego największego konkurenta samodzielnie zdecydował o wyborze takiego, a nie innego kandydata. Oczywiście, słyszeliśmy o sondażach badających walory poszczególnych polityków, którzy byli na Nowogrodzkiej brani pod uwagę, ale też wiemy, że ostateczna decyzja należała do prezesa PiS. Dlatego też jego odpowiedzialność za porażkę partyjnego kandydata byłaby większa niż w przypadku Tuska. A to może uruchomić procesy dezintegracji w partii – zwłaszcza że należy oczekiwać, iż byłaby ona w czasie ewentualnej prezydentury Trzaskowskiego obiektem jeszcze większej presji niż obecnie. Dla Kaczyńskiego i jego najbliższego otoczenia rzeczywiście majowa elekcja jest bardzo ważna, choć będą chcieli przekonać swoich zwolenników, że jest ona istotna przede wszystkim dla tych ostatnich, co tylko po części jest prawdą.
Czytaj więcej
Jaki jest bilans pierwszego roku trzeciego rządu Donalda Tuska? O tym w najnowszym odcinku podcastu „Polityczne Michałki” rozmawiali Michał Szułdrzyński i Michał Kolanko.