Deklaracja anty-LGBT została przyjęta przez sejmik małopolski w kwietniu 2019 r. Od kilku miesięcy jednak Komisja Europejska wysyła coraz mocniejsze sygnały, że regionowi grozi utrata ok. 2,5 mld euro unijnych funduszy – zarówno z bieżącej, jak i przyszłej perspektywy budżetowej, a także środków z UE służących zagranicznej promocji województwa. Najpoważniejszy przyszedł w połowie lipca tego roku. Zarzuty KE dotyczą zarówno dyskryminacji, jak też unikania przez Polskę odpowiedzi wprost na zarzuty.
W połowie sierpnia nadzwyczajna sesja sejmiku (gdzie od 2018 r. rządzi PiS) głosowała nad uchwałą wniesioną przez Koalicję Obywatelską, która zakładała uchylenie dokumentu z 2019 r. Jednak mimo burzliwej debaty (ze strony opozycji padły wypowiedzi m.in. o „tworzeniu średniowiecza w Małopolsce”, radni PiS mówili o „kłamliwej opozycji”) radni PiS podjęli decyzję o odrzuceniu uchwały.
Czytaj więcej
Przeciwnicy kontrowersyjnej uchwały deklarują, że to nie koniec. Regionowi grozi utrata ok. 2,5 miliarda euro.
Jan Tadeusz Duda w opublikowanej w poniedziałek rozmowie z „Dziennikiem Polskim” przekonuje, że tekst deklaracji „nikogo nie dyskryminuje”, ale mimo to „został wykorzystany jako pretekst do ataku na samorządowców, wyrażających przywiązanie do tradycyjnych wartości, chrześcijaństwa i zobowiązanie do obrony rodziny opartej na tych wartościach”.
- To jest obrona, to żaden atak - przekonuje w wywiadzie przewodniczący małopolskiego sejmiku. - Naprawdę, trudno w tej deklaracji znaleźć jakieś przejawy ksenofobii czy dyskryminacji. My jako radni niczego nie zabraniamy, ale z Komisji Europejskiej dochodzą do nas sygnały, że mamy obowiązek promowania różnorodności preferencji seksualnych. Oznacza to zmuszanie nas do promowania neomarskistowskiej ideologii gender, którą uważamy za społecznie szkodliwą. I mamy do tego prawo - ocenia.