„Przy stoliku w Czytelniku”: Gdzie się podziały tamte stoliki

Książka „Przy stoliku w Czytelniku” wywołuje nostalgię za czasami, kiedy jeszcze było trochę bardziej wytwornie, chociaż pod uciskiem. Zanikła dziś sztuka konwersacji, no i artyści już nie tacy.

Publikacja: 14.02.2025 16:51

Do Czytelnika wpadał m.in. poeta Antoni Słonimski (z lewej). Po uprzednim posiedzeniu w kawiarni PIW

Do Czytelnika wpadał m.in. poeta Antoni Słonimski (z lewej). Po uprzednim posiedzeniu w kawiarni PIW-u na Foksal przychodził na krótko na Wiejską, opowiadał anegdotę i znikał. Na zdjęciu w Czytelniku z pisarzem Jarosławem Iwaszkiewiczem (z prawej)

Foto: ANDRZEJ SZYPOWSKI/EAST NEWS

Na słynny stolik w Czytelniku, przy którym zasiadali prominenci polskiej kultury, zwróciłem baczniejszą uwagę we wczesnych latach 80., kiedy częściej bywałem w wydawnictwie z racji wydawanej tam książki. Tego dnia obecni byli Tadeusz Konwicki, Gustaw Holoubek, Irena Szymańska i Andrzej Mandalian. Nikt się nie odzywał, jakby wszystko zostało powiedziane, i tylko toczyli wokół ponurym spojrzeniem. Wobec świata zewnętrznego wyrażali głównie dezaprobatę – tak to zapamiętałem.

Jarosław Molenda nie napisał monografii legendarnego stolika, jest to bodaj niemożliwe, bo uczestnicy i świadkowie wydarzeń wokół niego wymarli, a sam mebel nic nie zezna. Jak autor zapewnia, chciał opowiedzieć historię ze stolikiem w tle i taki zamiar się udał. Ale że za mało stolika na książkę, zaczyna się od przedwojnia i słynnej Ziemiańskiej ze skamandrytami, dowiadujemy się też, czym był Czytelnik po wojnie i jak powstał, i skąd się w nim wzięła część gastronomiczna w niewielkim pomieszczeniu z boku. Nie miało ono szyldu ani osobnej nazwy, ale kilka rozstawionych stolików, bufet i książki na ladzie przy wejściu stwarzały na tyle przyciągającą atmosferę, że tu naznaczało się spotkania nie tylko w sprawach wydawniczych.

Dwóch prowodyrów od stolika to Konwicki i Holoubek; pierwszy głównie milczał, drugi sypał dowcipami, niekiedy bardzo sprośnymi. Nie zauważyłem, by ktoś pił alkohol (wiek uczestników nie pozwalał?). Omawiano przy stoliku sprawy polityczne, plotki, kto co powiedział na mieście, kto co wydał lub nakręcił i co jest to warte. Stolik był hermetyczny, nie można było się do niego przysiąść. Dowiedziałem się od Molendy, że istniały także konkurencyjne stoliki; niektórzy mieli prawo kursować między nimi. Takim typem był Janusz Głowacki, który wszystkim pasował, a osobnego stolika nie chciał. Gdyby zresztą każdy wybitniejszy artysta aspirował w lokalu Czytelnika do własnego mebla, toby nie wystarczyło stolików, a i bufet musiałby pójść z torbami.

Czytaj więcej

Janusz Zajdel wirtualny

Skoro, jako się rzekło, jednego stolika za mało na książkę, opisano w niej Antoniego Słonimskiego, którzy urzędował w kawiarni PIW-u, a po jej zamknięciu tułał się tu i tam. Wpadał także na krótko do Czytelnika, opowiadał anegdotę lub dwie – i znikał. Dalej: pisze Molenda o różnych prominentnych postaciach, jak Stanisław Dygat czy Kalina Jędrusik, a także o rodzeniu się opozycji przeciw ustrojowi socjalistycznemu: słaniu listów do władz, narzekaniu na cenzurę i ręczne sterowanie kulturą. Wątpię wprawdzie, aby to omawiano akurat w Czytelniku, bo w otoczeniu stolika grasowali uchacze, ale ogólny klimat z pewnością był opozycyjny.

Molendzie udało się zatem przedstawić atmosferę lat najpierw wczesnego, potem późnego komunizmu, aż do odzyskania wolności i marca roku 2008, kiedy Konwicki zasiadł przy stoliku sam. Odnosząc filiżankę do bufetu, powiedział: „To by było na tyle” – kończąc dzieje stolika. Książka Molendy, utrzymana w ciepłym, życzliwym dla wszystkich tonie (wyłamuje się tylko rozdział o stalinizmie), pokazuje wycinek powojennej polskiej kultury, kiedy najwybitniejsi zstępowali między tłum, ale się z nim nie fraternizowali. Z anegdot sporo jest znanych albo wykazuje słaby związek ze stolikiem (słynne anegdoty z Himilsbachem i Maklakiewiczem). Kawiarniany mebel służy dziś poniekąd za symbol ówczesnej artystycznej Warszawy, a była to epoka bogata w osobowości i talenty.

Co stanęło na przeszkodzie, by kontynuować tradycje stolika w Czytelniku? Wyobraźmy to sobie: z czwórki kompanów dwóch stuka na smartfonach, jeden przegląda internet, a ostatni z kimś właśnie się połączył. Kultura, która nadeszła, okazała się zabójcza dla kawiarni literackich. Nie ma kto wymyślać dowcipów, wydawnictwo Czytelnik także prawie już zanikło, bo kto dziś czyta książki, poziom intelektualny elit uległ obniżeniu i splantowaniu. Zanikła sztuka konwersacji, dyskutować nie ma po co, skoro główne prawdy do wierzenia podaje w gotowej formie TV. No i artyści już nie tacy. Ogólnie biorąc, życie spsiało i schamiało, a książka Molendy wywołuje nostalgię za czasami, kiedy jeszcze było trochę bardziej wytwornie, chociaż pod uciskiem.

„Przy stoliku w Czytelniku”, Jarosław Molenda, wyd. Prószyński i S-ka

Na słynny stolik w Czytelniku, przy którym zasiadali prominenci polskiej kultury, zwróciłem baczniejszą uwagę we wczesnych latach 80., kiedy częściej bywałem w wydawnictwie z racji wydawanej tam książki. Tego dnia obecni byli Tadeusz Konwicki, Gustaw Holoubek, Irena Szymańska i Andrzej Mandalian. Nikt się nie odzywał, jakby wszystko zostało powiedziane, i tylko toczyli wokół ponurym spojrzeniem. Wobec świata zewnętrznego wyrażali głównie dezaprobatę – tak to zapamiętałem.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”. Kto decyduje o naszych wyborach?
Plus Minus
„The New Yorker. Biografia pisma, które zmieniło Amerykę”: Historia pewnego czasopisma
Plus Minus
„Bug z tobą”: Więcej niż zachwyt mieszczucha wsią
Plus Minus
„Trzy czwarte”: Tylko radość jest czysta
Plus Minus
„Flow”: Rozumiemy się bez słów