Kazachskie słońce traci blask

Grupa Astana, w której jeździ zwycięzca Tour de France Vincenzo Nibali, z otwartymi ramionami przyjmowała ludzi skażonych dopingiem. Może się to na niej zemścić.

Publikacja: 02.11.2014 01:33

Międzynarodowa Federacja Kolarska w połowie września (UCI) przekazała suchy komunikat, że miesiąc wcześniej analizy badań kazachskiego kolarza Walentina Iglińskiego wykazały ślady stosowania EPO. Trzy tygodnie później informacja została właściwie skopiowana. W komunikacie zmieniono tylko imię – z Walentina na Maksima. Tym razem wpadł starszy brat.

Jakby tego było mało, w ubiegłym tygodniu pozytywny wynik badań dopingowych miał Ilja Dawidieniok, 22-letni kolarz również pochodzący z Kazachstanu. Wspomagał się sterydami podczas wyścigu młodych talentów Tour de l'Avenir, w którym startował w kadrze Kazachstanu, ale później w wyścigu Dookoła Burgos pojechał już jako stażysta Astany.

Dwa przypadki dopingu w jednej grupie w tak krótkim czasie budzą podejrzenia, trzy grożą już automatycznym zawieszeniem licencji. Jeśliby więc uznać Dawidienioka za pełną gębą kolarza Astany, to zespół mógłby zostać wykluczony z World Tour, groziłaby mu także degradacja do drugiej dywizji (Continental Pro) i raczej pewne wykluczenie z Tour de France. Grupa straciłaby także Nibalego. Włoch nie ma wprawdzie w kontrakcie klauzuli, że może odejść w przypadku dopingowych afer w Astanie, ale jego umowa traci ważność z chwilą degradacji zespołu do Contintental Pro. – W takim wypadku wszyscy kolarze mają prawo do rozwiązania kontraktu – tłumaczy agent kolarza Alex Carera.

Wszystko się układa w logiczną całość

Szefowie i lekarze Astany mają w listopadzie stawić się w siedzibie UCI. „Chcemy się spotkać, żeby się dowiedzieć, co zostało zrobione, by zawodnicy nie stosowali substancji w niedozwolony sposób zwiększających wydolność" – napisano w komunikacie. Innymi słowy, UCI zasięgnie języka, co wykazało wewnętrzne śledztwo i jak działa system kontroli w grupie. Astana już teraz postanowiła wyjść naprzeciw żądaniom federacji. Narodowy związek kolarski wprowadza kontrole antydopingowe we wszystkich kategoriach wiekowych. Planuje także zorganizować szkolenia i seminaria dla trenerów, dyrektorów grup i zawodników. Kazachscy kolarze będą musieli założyć sobie paszporty biometryczne i – startując w kraju – być stale dostępni dla kontrolerów antydopingowych. Grupę wziął w obronę Nibali. „W Kazachstanie sponsorzy są wściekli na Iglińskich. UCI to zrozumie i nie sądzę, żeby cofnęła licencję Astanie; błąd dwóch kolarzy nie może obciążyć innych. Byłoby to niesprawiedliwe" – powiedział w wywiadzie dla „L'Equipe" zwycięzca Tour de France.

Jeśli jednak zagłębić się w historię zespołu, można nabrać wątpliwości, czy wszystko to, co się dziś dzieje, nie układa się w logiczną całość, a doping nie jest w tym zespole poddawany recyklingowi. Grupa Astana – sponsorowana przez kazachskich biznesmenów i wspierana przez prezydenta Nursułtana Nazarbajewa – powstała w 2006 roku na gruzach Liberty Seguros, która zniknęła z kolarskiego świata po aferze Puerto. Zamieszanych w nią było wielu kolarzy, klientów lekarza Eufemiano Fuentesa, w którego gabinecie policja znalazła kilkadziesiąt torebek ze służącą do przetaczania krwią. Jednym z głównych podejrzanych był Manolo Saiz, dyrektor Liberty Seguros. To właśnie on sprzedał licencję Astanie, a jednym z pierwszych menedżerów nowego zespołu został Walter Godefroot, twórca dopingowego systemu w Deutsche Telekom. To o nim jeden z masażystów powiedział: „Dla Waltera to, czego nie wykryto podczas kontroli, nie jest dopingiem". W 2009 roku dyrektorem w Astanie został Johan Bruyneel (mentor Lance'a Armstronga), współtwórca najlepiej zorganizowanego systemu niedozwolonego wspomagania w historii kolarstwa – w teamach US Postal i Discovery Channel.

A jaką kadrę menedżerską zatrudnia azjatycka grupa dziś? Jeden dyrektor sportowy, Kazach Dmitrij Fofonow, stosował doping podczas Tour de France w 2008 roku, a drugi – Włoch Stefano Zanini – w 1998 roku. Giuseppe Martinelli, który ściągnął do zespołu Nibalego, dowodził drużyną Mercatone Uno wtedy, gdy Marco Pantani został wykluczony z Giro. Postacią numer jeden w Astanie, i to od lat – kiedyś także jako zawodnik – jest Aleksander Winokurow, dziś menedżer zespołu. – On nie stosował dopingu tylko raz. To recydywista. Jest sportowcem skompromitowanym, zwycięstwo w igrzyskach olimpijskich też zostanie  dodane do jego dopingowej biografii – powiedział profesor Werner Franke, jeden z największych autorytetów w walce z dopingiem, po zdobyciu przez Kazacha złotego medalu w Londynie. Winokurow wpadł jednak tylko raz, w 2007 roku po zwycięskim etapie Tour de France. Został zdyskwalifikowany przez UCI i swoją drużynę... Astanę.

Ale w jego wypadku oszustwo nie ograniczyło się do stosowania dopingu. W 2010 roku od Aleksandra Kołobniewa kupił za 100 tys. euro zwycięstwo w wyścigu Liege – Bastogne – Liege (razem finiszowali). – Przecież mogłem podarować taką sumę przyjacielowi – odpowiedział na korupcyjny zarzut. Niedawno wdowa po Andrieju Kiwiliewie i byli kolarze potwierdzili, że dzisiejszy menedżer Astany zapłacił też swojemu rodakowi za możliwość zwycięstwa w wyścigu Paryż – Nicea. – Czuję się wściekły i zdradzony – mówi dziś Winokurow o dopingu braci Iglińskich. Te słowa nie brzmią w jego ustach wiarygodnie.

Wyższe interesy ekonomiczne

W Astanie jeździł też Alberto Contador, również w 2010 roku, kiedy zjadł stek niewiadomego pochodzenia. W ten sposób Hiszpan tłumaczył obecność w organizmie klenbuterolu. UCI mu nie uwierzyła. Został zdyskwalifikowany i pozbawiony zwycięstwa w Tour de France.

Z taką przeszłością kazachska grupa nadal stanowi jedną z najpotężniejszych sił w kolarskim peletonie. Nibali wygrał Tour de France, Fabio Aru był trzeci w Giro d'Italia, zespół zajmuje dziesiąte miejsce w klasyfikacji World Tour. Tuż po powstaniu Astana była pod ochroną. ?W 2007 roku drużyna wystartowała w Tour de France, choć nie miała na to sportowych argumentów. „Dostała zaproszenie w imię wyższych interesów ekonomicznych Francji w Kazachstanie" – powiedział dziennikarzowi „Le Monde" pracownik organizatora wyścigu firmy Amaury Sport Organisation.

Ale ostatnio nastawienie do zespołu jakby się zmieniło. Podczas ostatniej Wielkiej Pętli drużyna znajdowała się pod ścisłą, ale dyskretną obserwacją francuskiego Centralnego Biura przeciw Zagrożeniom Środowiska i Zdrowia Publicznego. Funkcjonariusze nie mieli prawa podsłuchiwać rozmów telefonicznych, ale badali, co członkowie drużyny przywożą do hotelu i co wyrzucają do śmietników. Niczego podejrzanego nie znaleźli. Skuteczniejsza okazała się zwykła kontrola antydopingowa. Startujący w Tour de France i pomagający Nibalemu w odniesieniu zwycięstwa Maksim Igliński wpadł po badaniach przeprowadzonych trzy tygodnie po zakończeniu wyścigu.

Słońce z flagi Kazachstanu znajdujące się na koszulkach kolarzy Astany nigdy nie świeciło czystym blaskiem. Może to mieć znaczenie, gdy w przyszłym roku dojdzie do wyboru gospodarza zimowych igrzysk olimpijskich 2022. Kandydatami są już tylko Pekin i kazachskie Ałmaty, miejsce częstych zgrupowań kolarzy Astany.

Międzynarodowa Federacja Kolarska w połowie września (UCI) przekazała suchy komunikat, że miesiąc wcześniej analizy badań kazachskiego kolarza Walentina Iglińskiego wykazały ślady stosowania EPO. Trzy tygodnie później informacja została właściwie skopiowana. W komunikacie zmieniono tylko imię – z Walentina na Maksima. Tym razem wpadł starszy brat.

Jakby tego było mało, w ubiegłym tygodniu pozytywny wynik badań dopingowych miał Ilja Dawidieniok, 22-letni kolarz również pochodzący z Kazachstanu. Wspomagał się sterydami podczas wyścigu młodych talentów Tour de l'Avenir, w którym startował w kadrze Kazachstanu, ale później w wyścigu Dookoła Burgos pojechał już jako stażysta Astany.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Rafael Nadal. Nikt tak pięknie nie cierpiał
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Straszne skutki wyłączenia telewizora
Plus Minus
Jan Bończa-Szabłowski: Potępienie Fausta
Plus Minus
Jan Maciejewski: Zemsta cudu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Anora” jak dawne zwariowane komedie, ale bez autocenzury