„Duch z wyspy”: Lepsza sensacja niż horror

„Duch z wyspy” jest jak filmy puszczane w środę o 20.00 na Polsacie – stworzony, by bawić i zapewniać rozrywkę.

Publikacja: 28.03.2025 16:50

„Duch z wyspy”, Krzysztof A. Zajas, wyd. PulpBooks

„Duch z wyspy”, Krzysztof A. Zajas, wyd. PulpBooks

Foto: mat.pras.

Nie ma czasu na sentymenty. Akcja jest prędka i wartka. Wiktor, pisarz od horrorów, z nutą bycia „profesorkiem”, zaczyna szukać na YouTubie filmu, który gdzieś mu się kołacze po głowie. Pamięć przywołuje obrazy dzieci, ducha i wyspy, nawet tytuł brzmiał jakoś tak… czyżby „Duch z wyspy”? Zamiast wycieczki do szczenięcych lat, kiedy każdy film robił ogromne wrażenie i mocniej zapisywał się w głowie, odbywa mrożącą krew w żyłach podróż wywracającą rzeczywistość do góry nogami.

Wszystko przez jedno kliknięcie, odpalenie filmiku „Duch z wyspy”, starego materiału wideo z napisami w dziwnym języku, na którym mroczna postać z otchłanią pod kapturem kroczy podziemnym korytarzem. Teraz wszystko potoczy się jeszcze szybciej. Konieczny będzie powrót do domu, do Ubojczyna, zmierzenie się z przeszłością, rozwiązanie naglących problemów, czyli elementy składowe wielu klasycznych horrorów.

Ale tak naprawdę „Duch z wyspy”, mimo początku i obietnicy gatunkowej, horrorem nie jest. To raczej opowieść obyczajowo-sensacyjna, okraszona wątkami nadprzyrodzonymi. Na pierwszy plan wysuwają się problemy rodzinne Wiktora, poczynając od nieszczęśliwego małżeństwa jego siostry Marty, na dwuznacznym stosunku do rodzinnej miejscowości kończąc. W toku akcji dochodzą kłopoty bliższych i dalszych jego sercu mieszkańców Ubojczyna. Na szczęście nie jest to książkowy odcinek „Klanu”, gdyż akcji, dramatycznych wydarzeń i niebezpieczeństwa nie brakuje. Jak w dobrej sensacji – człowiek bez zastanowienia przeskakuje do kolejnego rozdziału, aby dowiedzieć się, jak bohaterowie wykaraskali się z tarapatów. Bać się jednak nie będzie, gdyż horrorowej grozy tutaj to ze świecą szukać. A szkoda, bo kilka okazji było, nomen omen były świece, ciemności, duchy, a nawet demony.

Czytaj więcej

„Tropicielonauci”: Kod małego odkrywcy

Bohaterów mamy kilku, ale wyróżnia się Jadźka, wiejska baba, wyciągnięta trochę z lat 70., której życie potoczyło się niespecjalne przez niefortunną decyzję o legnięciu w krzakach z amantem po odpuście. Ale swoją wiedzę ma, a jej umysł w lot chwyta wszystkie zależności między światami żywych i  umarłych. No a już na pewno lepiej niż Wiktor, wykształciuch, farbowany krakowianin. Zresztą za kreacje postaci autorowi „Ducha z wyspy” należy się spory plus. Mogą nas denerwować, ale każda naznaczona jest indywidualnym rysem, nawet jeśli czasami ich cechy są nazbyt oczywiste (jak dzieciak, to bystry i kumaty, jak gangus, to idiota). Jedynie nagła przemiana głównego złego, męża Marty, budzi zgrzyt. Owszem, można to wyjaśnić uporaniem się z pewnymi złymi siłami, ale trochę to naciągane. Przydałoby się kilka rozdziałów więcej, aby to wszystko uwiarygodnić.

Można narzekać na „Ducha z wyspy”, że jednak za szybko wszystko się tutaj dzieje, że bywa chaotycznie, że rozwiązania niektórych wątków rozczarowują (pisarz dostający przykaz opisania tego, co przeżył – litości), ale gdy przymkniemy oczy na te niedogodności, damy kredyt zaufania i damy porwać się fabule, to otrzymamy kilka wieczorów odprężającej zabawy. Zwłaszcza że mamy tutaj jeden element, który robi tę książkę. Są to komentarze Wiktora na temat bieżących okoliczności. Nie te z początku, gdzie stara się wgryźć w naturę pamięci, internetu i naszych okropnych czasów (tutaj z lekka wieje nudą), ale te, gdzie zgrabną frazą dotyka istoty rzeczy. O krzyżu podpierającym wrota, aby się nie otworzyły i na zewnątrz nie wydostało się żadne plugastwo – „jak nie pomoże fizyka, to pomoże metafizyka”. Złoto po prostu, a jest tego więcej.

„Duch z wyspy” jest jak filmy puszczane w środę o 20.00 na Polsacie – stworzony, by bawić i zapewniać odpowiednią dozę rozrywki. Przyjemny jak film z Sylvestrem Stallone’em. Profesjonalnie przygotowany audiobook też robi tutaj robotę. Dobra pulpowa literatura, nie każe żałować poświęconego na nią czasu, bo akcja wciąga i dajemy się ponieść wirowi zdarzeń. Cóż, wątki nadprzyrodzone niekoniecznie muszą prowadzić do horroru, nikt tego nie sprawdza. Może całe szczęście?


Nie ma czasu na sentymenty. Akcja jest prędka i wartka. Wiktor, pisarz od horrorów, z nutą bycia „profesorkiem”, zaczyna szukać na YouTubie filmu, który gdzieś mu się kołacze po głowie. Pamięć przywołuje obrazy dzieci, ducha i wyspy, nawet tytuł brzmiał jakoś tak… czyżby „Duch z wyspy”? Zamiast wycieczki do szczenięcych lat, kiedy każdy film robił ogromne wrażenie i mocniej zapisywał się w głowie, odbywa mrożącą krew w żyłach podróż wywracającą rzeczywistość do góry nogami.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Plus Minus
„Białe pierze się w dziewięćdziesięciu”: bestseller o dzieciństwie w Jugosławii
Panel Transformacji Energetycznej
Czas na szeroką debatę o transformacji energetycznej
Plus Minus
„Zapomniane”: Metafizyka szurania kapci i kipiącego rosołu
Plus Minus
„Ferdydurke”: Józio notorycznie ugniatany
Plus Minus
„Oskubani”: Emocje jak w kurniku
Materiał Partnera
Kroki praktycznego wdrożenia i operowania projektem OZE w wymiarze lokalnym
Plus Minus
„Śnieżka”: Magia Disneya z odpustu
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście