Nowelizacja Uśude - możliwe skutki dla polskiego Internetu

Zadziwia upór z jakim Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji wraca do projektu nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną („Uśude”), który na nieznaną wcześniej skalę wprowadza ułatwienia dla korzystania w Internecie z nielegalnie udostępnionych treści.

Publikacja: 28.12.2012 18:29

Dominik Skoczek

Dominik Skoczek

Foto: archiwum prywatne

Red

Żyjemy w dobie nieustannego korzystania z utworów w Internecie i ciągłego rozwoju nowych technologii. Truizmem jest twierdzenie, że prawo autorskie nie nadąża za nowymi zjawiskami gospodarczymi i społecznymi. Z jednej strony nie dostrzega się potrzeb współczesnych odbiorców i nowych modeli dystrybucyjnych. Z drugiej ? nienależycie zabezpiecza interesy twórców w erze cyfrowej, w której łatwość kopiowania cudzej twórczości osiągnęła niewyobrażalne wcześniej rozmiary. Na domiar złego projektowane są przepisy jeszcze bardziej utrudniające  już i tak nieefektywne dochodzenie ochrony własności intelektualnej w sieci. Wprowadzane są one często w innych ustawach, pozornie niemających wiele wspólnego z prawem autorskim. Możemy się o tym dobitnie przekonać podczas ostatnich prac i dyskusji nad nowelizacją Uśude.

Ustawa reguluje przede wszystkim zasady prowadzenia e-handlu i ochrony prywatności w sieciach telekomunikacyjnych. Stanowi w tym zakresie wdrożenie przepisów dyrektywy 2000/31/WE o handlu elektronicznym.

Nowelizacja Uśude wprowadza m. in. możliwość całkowitego wyłączenia od jakiejkolwiek odpowiedzialności (cywilnej, karnej, administracyjnej) dwóch nowych kategorii dostawców usług internetowych (tzw. Internet Service Providers). Dotychczas w Uśude wyłączono odpowiedzialność trzech grup ISP (dot. to usług zwykłego przekazu, cachingu i hostingu), co bezpośrednio wynika z dyrektywy 2000/31/WE.

Nowelizacja rozciąga ten przywilej na wszystkie wyszukiwarki internetowe. Zarówno duże takie jak Google, jak i mniejsze, wyspecjalizowane serwisy, ułatwiające przeszukiwanie zasobów sieci w celu uzyskania dostępu do bezprawnych treści.

Drugą uprzywilejowaną grupą miałyby zostać podmioty udostępniające linki. Firmy takie same nie udostępniają zwykle żadnych treści. Pośredniczą jednak w dostępie do nich (w dużej mierze nielegalnych), umieszczonych na innych stronach internetowych. Odesłania mogą prowadzić do adresów całych stron, jak również do pojedynczych elementów stron (np. artykułu prasowego, filmu, muzyki, transmisji sportowej, ale także zdjęcia pornograficznego czy instrukcji przeprowadzania ataków hakerskich). W przygotowanej nowelizacji nie znalazł się żaden przepis gwarantujący, iż z wyłączenia odpowiedzialności nie skorzystają podmioty, które świadomie i celowo udostępniają hurtownie linków prowadzących wyłącznie lub w przeważającej mierze do serwisów zawierających bezprawne dane, znajdujących się poza jurysdykcją europejską.

Proponowane przez MAiC nowe kategorie wyłączeń od odpowiedzialności nie są uregulowane w dyrektywie 2000/31/WE, ani nie są wymagane przez prawo unijne. Nowe wyłączenia od odpowiedzialności dostawców narzędzi lokalizacyjnych z pewnością zostanie uznane za działanie wymierzone w twórców, artystów wykonawców, wydawców, producentów, nadawców telewizyjnych i radiowych. W zasadzie dotknięty zostanie cały przemysł kreatywny.

Obecnie obowiązujące przepisy w żadnym wypadku nie przesądzają o automatycznym uznaniu odpowiedzialności tych dostawców za naruszenia dóbr osobistych czy praw własności intelektualnej. Wydaje się w pełni zasadne, aby stwierdzanie odpowiedzialności ISP odbywało się nadal w oparciu o ogólne zasady prawa cywilnego i karnego oraz przepisy dotyczące ochrony własności intelektualnej, każdorazowo uwzględniając konkretną sytuację, w której nastąpiło naruszenie prawa. Dotychczasowe doświadczenia pokazują, że pociągnięcie do odpowiedzialności konkretnego dostawcy jest i tak bardzo trudne.

Najpoważniejszym problemem pozostaje wyłączenie odpowiedzialności wyszukiwarek. Proponowany przez MAiC art. 12a jest wadliwy przede wszystkim ze względu na zastosowaną konstrukcję zbliżoną do dotychczasowego art. 12 Uśude (usługi zwykłego przekazu). Regulacja taka jest właściwa dla podmiotów świadczących usługi dostępu do sieci Internet, takich jak Telekomunikacja Polska czy Netia, czyli prowadzących działalność w oparciu o model pasywnego pośrednika.

Tymczasem we wszystkich państwach gdzie wprowadzono podobne wyłączenie odpowiedzialności wyszukiwarek (w tym w Digital Millenium Copyright Act, na który MAiC powołuje się w uzasadnieniu projektu) oparto się na konstrukcji zbliżonej do hostingu (obecny art. 14 Uśude). Zgodnie z amerykańską regulacją właściciel wyszukiwarki może wyłączyć się od odpowiedzialności w sytuacji, gdy nie wie o bezprawnych charakterze danych, do których odsyła jego wynik wyszukiwania. A w razie pozyskania takiej wiedzy jest zobowiązany do niezwłocznego usunięcia danych lub zablokowania do nich dostępu. W tą stronę zmierza również orzecznictwo Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (tak w szczególności wyrok z dnia 23 marca 2010 r. w połączonych sprawach dot. firmy Google - C-236/08, C-237/08, C-238/08). Trybunał wskazał w tym głośnym wyroku, że można się powoływać na wyłączenie odpowiedzialności tylko wtedy, gdy działanie ISP przybiera charakter czysto techniczny, automatyczny i bierny, który zakłada, że podmiot świadczący usługi społeczeństwa informacyjnego nie posiada wiedzy o informacjach przekazywanych lub przechowywanych ani kontroli nad nimi.

Obecna wersja art. 12a w ogóle nie bierze pod uwagę stanu wiedzy podmiotu świadczącego takie usługi. Właściciel wyszukiwarki nie będzie ponosił odpowiedzialności za treści uzyskane w wyniku wyszukiwania nawet wtedy, gdy będzie wiedział o ich bezprawnym lub przestępczym charakterze. Nie będzie musiał blokować dostępu do treści ani podejmować żadnych innych działań nawet wtedy, gdy zostanie powiadomiony przez osoby pokrzywdzone o naruszeniu ich praw. Może to dotyczyć zarówno naruszenia prawa cywilnego (np. odesłanie do treści naruszających dobra osobiste lub prawa autorskie) jak i norm prawa karnego (np. pornografia dziecięca).

Po wejściu w życie nowych przepisów straty poniosą polscy twórcy i w zasadzie cały sektor kultury, ale zagrożone są także osoby, których dobra osobiste naruszane są w sieci. Zmiany będą korzystne dla międzynarodowych koncernów takich jak Google, Yahoo, eBay, Amazon, które zostaną zwolnione z obowiązku dochowania podstawowej staranności przy prowadzeniu swojej działalności na terenie Polski. Najbardziej zyskają jednak strony typu megaupload.com czy serwisy oparte na protokole BitTorrent, takie jak np. thepiratebay.se, które przeważającą część swojej działalności opierają na niezgodnym z prawem działaniu. Po wejściu przepisów w życie, całkiem legalnie będą mogły one prowadzić działalność z terytorium Polski. Wystarczy że udostępniają utwory korzystając z dowolnych metod wyszukiwania danych lub tak zmodyfikują działalność, że staną się wyszukiwarkami. Zostaną wówczas całkowicie zwolnione od jakiejkolwiek odpowiedzialności. Czy naprawdę musimy tworzyć przystanie bezpieczeństwa dla międzynarodowych piratów?

Autor jest radcą prawnym, byłym dyrektorem Departamentu Własności Intelektualnej i Mediów w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, obecnie prowadzi własną kancelarię prawną.

Żyjemy w dobie nieustannego korzystania z utworów w Internecie i ciągłego rozwoju nowych technologii. Truizmem jest twierdzenie, że prawo autorskie nie nadąża za nowymi zjawiskami gospodarczymi i społecznymi. Z jednej strony nie dostrzega się potrzeb współczesnych odbiorców i nowych modeli dystrybucyjnych. Z drugiej ? nienależycie zabezpiecza interesy twórców w erze cyfrowej, w której łatwość kopiowania cudzej twórczości osiągnęła niewyobrażalne wcześniej rozmiary. Na domiar złego projektowane są przepisy jeszcze bardziej utrudniające  już i tak nieefektywne dochodzenie ochrony własności intelektualnej w sieci. Wprowadzane są one często w innych ustawach, pozornie niemających wiele wspólnego z prawem autorskim. Możemy się o tym dobitnie przekonać podczas ostatnich prac i dyskusji nad nowelizacją Uśude.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Reforma SN, czyli budowa na spalonej ziemi
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy Adam Bodnar odsłonił już wszystkie karty w sprawie tzw. neosędziów?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd, weryfikując tzw. neosędziów, sporo ryzykuje
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Deregulacyjne pospolite ruszenie
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Opinie Prawne
Michał Bieniak: Adwokat zrobił swoje, adwokat może odejść