9 maja uwaga politologów, analityków i dziennikarzy z całego świata skierowana była na wydarzenia w Moskwie. Wszystkie media pisały o niezbyt wyrazistym wystąpieniu Putina i jego cynicznym składaniu kwiatów w alei miast-bohaterów wielkiej wojny ojczyźnianej, wśród których był i Kijów – stolica niszczonej dziś przez Putina Ukrainy.
Potem był pochód „Nieśmiertelnego Pułku”. Akcja jedyna w swoim rodzaju, podczas której Putin co roku decyduje się przejść parę metrów wśród tłumu ludzi. Niektórzy analitycy opisywali to wydarzenie – w którym uczestniczyły miliony ludzi, tak jak i w minionych latach – jako wsparcie dla Władimira Putina. Niesłusznie.
Nie ma w Rosji innej okazji, przy której miliony ludzi wyszłyby na ulice Moskwy i Sankt Petersburga, a tysiące z wielu innych miast i wsi, oprócz tego przemarszu, z niesionymi przez uczestników portretami weteranów, którzy zginęli w czasie wojny. Nie ma też w Rosji takich faktów historycznych, które mogłyby być traktowane przez całe społeczeństwo jednoznacznie i nie budziły sporów. Zawsze znajdzie się jakieś „ale”. Piotr I był mordercą? Tak, ale był wielki i otwierał okno na Europę. Ostatni car Mikołaj II ściągnął na kraj rewolucję? Tak, ale przez to, że został okrutnie zamordowany, teraz jest już kanonizowany przez prawosławną Cerkiew razem ze swoją rodziną – dla jednych głupiec, a dla drugich – święty. Stalin był zabójcą i satrapą? Tak, ale przecież fabryki budował i cały kraj się przy nim podniósł, i z Hitlerem wygrał. I tak wszystkie historyczne osobowości stają się sporne, wydarzenia niejednoznaczne i tylko Dzień Zwycięstwa z 1945 roku jednoczy wszystkich Rosjan. Ale wcale nie wokół Putina.
Można do woli przekonywać tych ludzi, by nie brali udziału w przemarszach „Nieśmiertelnego Pułku”, wyjaśniać, że cały świat uważa, że to wyraz wsparcia dla Putina. Ale oni tylko się zezłoszczą: – A co ma Putin do tego? To nasze święto.
Oczywiście wielka wojna ojczyźniana to wielka tragedia, ale to była zewnętrzna agresja i nie spowodowała żadnych większych wątpliwości i rozterek, przede wszystkim etycznych. Wiadomo, kto był dobry, a kto nie. To nie pamięć o bolszewickiej rewolucji, która zamieniła się w krwawy terror. Nie pamięć o Gułagach, związana z winą i odpowiedzialnością nie tylko państwa, ale wymagająca też od każdego Rosjanina rozstrzygnięcia zbiorowej odpowiedzialności: kim my właściwie jesteśmy? Co się z nami stało?