Wtorek, posiedzenie rządu. W stylu znanym jeszcze z „powodziowych” posiedzeń z ubiegłego roku (wtedy zaczęła się ta taktyka) premier Donald Tusk wygłosił oświadczenie w obecności ministrów. Zobowiązał ich m.in. do szybkiego przedstawienia inicjatyw z zakresu deregulacji. Zapowiedział też, że w piątek spotka się z zespołem deregulacyjnym pod przewodnictwem Rafała Brzoski.
Powołanie tego zespołu, a przede wszystkim niespodziewana (wygląda na to, że również dla samego zainteresowanego) propozycja dla Brzoski to jeden z efektów wielokrotnie w ostatnich dniach zapowiadanego wystąpienia Tuska na GPW. Miało ono co najmniej kilka celów. Po pierwsze, wyjście do biznesu w newralgicznym dla KO okresie kampanii prezydenckiej. Bo od tego kontekstu nie można uciec. I nie chodzi o to, że Donald Tusk chce być jak Donald Trump. Tylko że potrzebuje – nawet jedynie wizerunkowego – zwinięcia jednego przynajmniej frontu w okresie kampanii.
Donald Tusk z nowym otwarciem do biznesu? To tylko kampania prezydencka
Duży biznes to grupa, która jest chyba jedną z najbardziej rozczarowanych po zwycięstwie koalicji KO, Trzeciej Drogi i Nowej Lewicy oraz objęciu przez Donalda Tuska władzy pod koniec 2023 roku. Było to najlepiej słychać na ubiegłorocznym kongresie EFNI w Sopocie, gdy na publicznie wyrażone postulaty np. o powołanie wicepremiera ds. gospodarki Tusk, równie publicznie, stwierdził, że w obecnym układzie koalicyjnym trudno o taki ruch.
Przemówienie na GPW miało pokazać, że premier pamięta o potrzebach biznesu i trzyma rękę na pulsie. Przypomniał, że oczywiście nie wszystko zależy od niego, więc oczekuje na deregulacyjne propozycje, które nie będą wymagały zmian ustawowych. Bo trudno się spodziewać, że w ciągu mniej niż trzech miesięcy obecny rząd i koalicję będzie stać na legislacyjną ofensywę w Sejmie. Kampania wyborcza trwa. Lewica i Polska 2050 mają swoje interesy, a i sam Tusk musi dbać o kampanię Rafała Trzaskowskiego. I to na bardzo różnych płaszczyznach.
Hasło deregulacji jest zresztą powtórką z historii, bo przecież nią już zajmował się niegdyś Jarosław Gowin (który miał mieć zdaniem Tuska „pozytywną szajbę” na tym punkcie). Wtedy jednak chodziło głównie o ustawy, a nie o to, co rząd może robić bez legislacji.