Pół świata się zastanawia, na ile poważnie traktować słowa Donalda Trumpa wyrażone we wtorek wieczorem w Białym Domu u boku premiera Izraela Beniamina Netanjahu, pierwszego – czyli specjalnie wyróżnionego – zagranicznego przywódcy, który go odwiedził po przejęciu urzędu. I potwierdzone przez niego w czwartek w mediach społecznościowych.
Jeżeli traktować je dosłownie, to Trump ku radości nacjonalistycznego rządu izraelskiego zamierza przekształcić Strefę Gazy w terytorium kontrolowane przez Amerykę i oczyszczone z Palestyńczyków, a przynajmniej ze znacznej części z jej 2,3 mln palestyńskich mieszkańców, bo niektórzy mogliby zostać – pewnie jako pracownicy w luksusowych obiektach nowej Riwiery (tego dobrze mu się pewnie kojarzącego określenia użył Trump) na wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego.
Jak wizję gazańskiej Riwiery przyjmuje elektorat Donalda Trumpa?
Taka wizja przestraszyła nawet bliskich współpracowników amerykańskiego prezydenta, próbują łagodzić jej charakter, mówiąc na przykład o tymczasowości wysiedleń. Przerazili się też trumpiści, którzy za niecałe dwa lata będą walczyli o utrzymanie miejsc w Kongresie USA w czasie wyborów połówkowych. Ich wyborcom może się nie spodobać wysyłanie amerykańskich żołnierzy na kolejną misję na daleki Bliski Wschód (co Trump szybko zrozumiał i już nie chce wysyłać amerykańskich chłopców).
Czytaj więcej
Premier Izraela jest pierwszym zagranicznym przywódcą odwiedzającym nowego prezydenta USA. I najbardziej wyróżnianym nieamerykańskim politykiem w Ameryce.
W tych wyborach niezadowolenie mogą też wyrazić amerykańscy muzułmanie i obywatele pochodzenia arabskiego, którzy w listopadzie 2024 r. poparli Trumpa, a teraz są wstrząśnięci jego zabawami z losem setek tysięcy ludzi. W takich stanach, jak Michigan czy Wisconsin, Donald Trump pokonał Kamalę Harris różnicą głosów zaledwie – odpowiednio – 1,4 i 0,86 pkt proc. Muzułmanie i Amerykanie pochodzenia arabskiego mają tam odpowiednią siłę, by rozliczyć kandydatów ugrupowania prezydenta, Partii Republikanów, w wyborach połówkowych, co z kolei może doprowadzić do zmiany korzystnego dla niego układu w Kongresie.