Wybory miały się odbyć za rok. A socjaldemokratyczny kanclerz Christian Kern (SPÖ), były prezes kolei austriackich, fundujący uchodźcom darmowe przejazdy pociągiem po kraju, w 2018 r. zamierzał po raz kolejny wznowić wielką koalicję z chadekami (ÖVP). Mimo że koalicjanci skakali sobie do oczu. Gdzie dwóch się kłóci, tam trzeci zaciera ręce. Na czoło sondaży wysunęła się więc Partia Wolności (FPÖ) z brunatnym programem na sztandarach. Austriacka odmiana Marie Le Pen, Geerta Wildersa i niemieckiej AfD. Rządzący w Wiedniu koalicjanci jak kwaśne wino odsuwali od siebie myśl o wyborach. Cała układanka runęła, gdy w maju minister spraw zagranicznych Sebastian Kurz z chadeckiej partii wykopał dołek pod swoim szefem i zajął jego miejsce.