Zadowolony po debacie w Telewizji Republika może być przede wszystkim ten czwarty – Szymon Hołownia. Gdy wydawało się, że jego kampania zmierza ku katastrofie, a niektóre sondaże sugerowały, że wkrótce może zacząć walczyć nie o trzecie miejsce ze Sławomirem Mentzenem, lecz o czwarte z Magdaleną Biejat, trzy prezydenckie debaty podały mu tlen. Widać, że Hołownia potrafi w warunkach debaty zapanować nad stresem. Potrafi i sypnąć faktami, by podkreślić swoją merytoryczność (jak wtedy, gdy wymieniał połączenia kolejowe, których PiS nie uruchomił, mimo składanych obietnic), kiedy trzeba – potrafi zaatakować, ale unika przy tym nadmiernej agresywności, która zazwyczaj robi złe wrażenie na widzach. Wobec nieobecności na debacie Trzaskowskiego i Magdaleny Biejat, jako jedyny przedstawiciel koalicji rządzącej musiał odpierać najwięcej ataków rywali – ale i z tym sobie poradził. Potrafił zarówno bronić dorobku rządu, jak i się od niego delikatnie dystansować (np. w kwestii tego, czy Telewizja Polska jest w miejscu, w którym powinna być). Potrafił też dostosowywać przekaz do audytorium – świadom tego, że widzowie TV Republika to w dużej części elektorat PiS, przywoływał słowa Lecha Kaczyńskiego, mówił o dumie z polskiego munduru i konieczności równomiernego rozwoju Polski. Występ w debacie Telewizji Republika powinien mu pomóc odrobić część sondażowych strat do Mentzena.
Czytaj więcej
Bez Rafała Trzaskowskiego to marszałek Sejmu Szymon Hołownia był w poniedziałek wieczorem na celo...
Sławomir Mentzen nie był jak Katon Starszy, mimo że próbował
Będzie to możliwe również dlatego, że kandydat Konfederacji wypadł w tej debacie przeciętnie. Wprawdzie uniknął jakiejś poważnej wpadki, ale był dużo bardziej spięty niż na wyborczych wiecach, a odpowiedzi recytował trochę jak uczeń, który zdaje egzamin i wygłasza wyuczone formułki. Sztuczność jego kolejnych odpowiedzi podkreślało dodatkowo to, że każdą kończył stwierdzeniem o tym, by głosować na niego, jeśli nie chce się zwycięstwa Trzaskowskiego, bo ma większe szanse na wygranie z kandydatem KO w II turze niż jakikolwiek inny kandydat. Miało być pewnie jak u Katona Starszego kończącego każde przemówienie w Senacie słowami „a poza tym Kartagina powinna być zniszczona”, ale wyszło to średnio. W pewnym momencie Hołownia, który wykorzystywał niemal każdą szansę, by wchodzić w konfrontację z Mentzenem, zauważył, że kandydat Konfederacji powtarza się jak katarynka – i rzeczywiście takie skojarzenie mogło to budzić.
Karol Nawrocki nie potrafił zdystansować się od PiS
Karol Nawrocki nie zaliczył żadnej wpadki, ale trudno przypuszczać, by takimi występami przekonał do siebie wyborców spoza elektoratu, na który PiS i tak może liczyć. Prezes IPN nie potrafi nawet w minimalnym stopniu zdystansować się od dowolnego aspektu partyjnego przekazu PiS. Straszy więc migrantami, Niemcami, Unią Europejską i Donaldem Tuskiem – ale jeśli tak ma wyglądać jego kampania, to lepiej było powierzyć rolę kandydata na prezydenta politykowi w rodzaju Przemysława Czarnka, który robiłby to samo, ale z większą swadą. Formuła „kandydata obywatelskiego” miała pomóc PiS wyjść poza swój tradycyjny elektorat, ale na razie Nawrocki nie wykorzystuje tej szansy.
Czytaj więcej
Piękna katastrofa. W dodatku na własne życzenie, bo kandydat KO wszedł z całym impetem w zasadzkę...