Odpowiedzialność za spuściznę

Obawy przed “usamorządowieniem” zabytków, wynikają przede wszystkim z przekonania, że na szczeblu lokalnych społeczności istnieć będzie tendencja do niszczenia wszystkiego w imię pazernej deweloperki – pisze były generalny konserwator zabytków.

Publikacja: 04.11.2013 20:00

Aleksander Broda

Aleksander Broda

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Red

O zabytkach mówi się zazwyczaj w kontekście zniszczeń lub pieniędzy. Tak jest i tym razem. Minister kultury zapowiedział ograniczenie wydatków Narodowego Funduszu Rewaloryzacji Zabytków Krakowa, co prezydent tego miasta nazwał katastrofą.

Bogdan Zdrojewski jest pierwszym ministrem kultury, który odważył się powiedzieć to, co wywołało protest Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa, a mianowicie, że czas pomyśleć o innych wybitnych pomnikach historii, wśród których są także te wpisane na listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego UNESCO. Prezydencka lista pomników historii stawia przed władzą konserwatorską na szczeblu centralnym zadanie opiekowania się tą grupą zabytków w sposób priorytetowy, bo ich wartość daleko wykracza poza tradycje dziedzictwa regionalnego. I tu potrzebne są specjalne rozwiązania finansowe. Jednak nie powinny one polegać na likwidacji NFRZK, lecz na poszerzeniu formuły działalności SKOZ w skali ogólnopolskiej, z wyraźnie zakreślonym celem, jakim byłaby opieka nad pomnikami historii.

Spór o pieniądze

Kraków ze swoją potrzebą ciągłego utrzymywania substancji w zadowalającym stanie, zająłby na tej liście poczesne, ale proporcjonalne miejsce. I jak słusznie stwierdził minister kultury, to generalny konserwator zabytków powinien od strony administracyjnej zarządzać takim funduszem. Istniejąca Rada Ochrony Zabytków (w tym lub innym składzie) miałaby tu pole do działania - drugie obok opiniowania i współtworzenia programów strukturalnych. Zaś w miarę bogacenia się państwa lista prezydencka powinna się wydłużać tworząc możliwość wspomagania budżetów samorządowych i ułatwiając tym samym władzom lokalnym opiekę nad coraz większą ilością dóbr kultury ważnych na szczeblu regionalnym.

Środki uzyskane z poszerzenia celów dotychczasowego funduszu prezydenckiego wspierającego konserwację zabytków Krakowa muszą służyć pozyskiwaniu funduszy europejskich - niewielu bowiem zarządców znakomitych zabytków dysponuje wymaganym udziałem środków własnych.

Dobrze się stało, że pojawił się ten spór o pieniądze, który zaktywizował posłów do zabrania głosu, wyrażenia sprzeciwu i zadeklarowania pomocy. Jeszcze lepiej by było, gdyby to nie był akt odosobniony, ale zapowiedź systemowych rozwiązań. Każda sposobność, aby spojrzeć na całość skomplikowanego zagadnienia ochrony polskiego dziedzictwa z należytą uwagą i powagą, jest dobra. Oprócz powagi konieczny jest też dystans, którego nabieramy w wyniku różnorodnych doświadczeń. Aby skutecznie prowadzić działania w jakimś szerzej pojętym zakresie społecznej aktywności, dobrze jest dysponować całościowym programem działania. Często program taki można uznać za rodzaj wizji. Określenie takie niesie ze sobą nieuniknione skojarzenie z pewną dozą szaleństwa, ale trudno się temu dziwić. Ze świadomością posiadania wizji na jakiś temat, łączy się mało radosne przekonanie, iż ustalamy pryncypia zazwyczaj na przekór rzeczywistym uwarunkowaniom. Wizje rzadko, niestety, mają możliwość realizacji, a jednak ich istnienie jest konieczne. Bez nich aktywność społeczna stałaby się jedynie zbiorem przypadkowych działań wymuszonych partykularnymi interesami różnych grup nacisku.

Byłoby dobrze, gdyby generalny konserwator zabytków (jeśli chodzi o koncepcję ochrony zabytków w Polsce, przynajmniej co do tej nazwy istniała w środowisku specjalistów zawsze jaka taka zgodność) posiadał pewną czytelną wizję ochrony naszego dziedzictwa. Niestety, nie każdy ma okazję do konsekwentnego sformułowania swoich poglądów (o ile nie był wcześniej wybitnym teoretykiem). Nie każdemu zdarza się przy tym wyjątkowe szczęście, aby w trakcie urzędowania, z przyczyn od siebie całkowicie niezależnych, znaleźć się w warunkach umożliwiających realizację programu działania i to na dodatek z pełną świadomością niezależności od zewnętrznych nacisków.

Aktualny kierunek, w którym zmierza całościowa koncepcja ochrony zabytków w Polsce, jest bardziej wynikiem skrzyżowania szeregu kompromisów i aktów kapitulacji, niż wynikiem prób zrealizowania pewnej jednolitej wizji. Należy sobie wyraźnie powiedzieć, że klęskę poniosła koncepcja, wedle której zabytkami w Polsce miał się zajmować "zakon" urzędników o bardzo wysokim statusie zawodowym, niezależnie od nacisków płynących z najrozmaitszego szczebla, tworzących sieć niemal zupełnie niezależnej policji konserwatorskiej, działającej jedynie dla idealistycznie potraktowanego dobra zabytków, pod kierunkiem silnie scentralizowanej władzy naczelnego urzędu (niemal "ministra od zabytków", którym de facto jest Bogdan Zdrojewski), wysoko usytuowanego w hierarchii urzędów centralnych państwa. Skoro już tak się stało, skoro już nastąpił odwrót od tego kierunku, należy wyciągnąć wszystkie konsekwencje z koncepcji funkcjonowania państwa samorządowego i zdecydować się na radykalną reformę systemu ochrony zabytków. Podstawą zaś tej reformy musi być uświadomienie sobie, że zabytek zabytkowi nierówny i istnieją w tym względzie znaczne przesunięcia w hierarchii, zaś działanie przy zabytku może być stosunkowo proste lub niezwykle skomplikowane. "Strzelanie" do tych problemów za pomocą broni tego samego kalibru mija się z celem i w rezultacie szkodzi samym zabytkom.

Aby więc przejść do konkretów: skoro koncepcja naszego państwa (niezależnie od chwilowych odwrotów od tego kierunku, także w dziedzinie zarządzania kulturą) zakłada przekazywanie w jak największym stopniu władzy samorządom, to powinno to dotyczyć także ochrony i opieki nad zabytkami. Na każdym szczeblu władzy samorządowej potrzebny jest ktoś, kto będzie się zajmował ochroną zabytków na terenie objętym władzą samorządową, w takim zakresie, jakie niosą ze sobą problemy zabytków będących w kręgu oddziaływania władzy samorządowej. Minister Zdrojewski, jako były prezydent polskiej metropolii, wie doskonale, że nie są potrzebne urzędy podległe wojewodzie, relikty marzeń o policji konserwatorskiej, ale różnych rozmiarów placówki "ochrony zabytków", odpowiadające każdemu szczeblowi samorządowej struktury (sejmik, powiat, gmina), podległe różnym organom  władzy samorządowej (marszałek sejmiku, starosta, prezydent i burmistrz, wójt).

Analiza obecnej sytuacji nie daje podstaw do przekonania, iż wojewódzkie urzędy ochrony zabytków są w istocie tymi absolutnie niezależnymi od "czego-kogokolwiek" organami konserwatorskiej władzy centralnej. Z kolei obserwacja pracy konserwatorów samorządowych pokazuje, że przekazywane części uprawnień "w dół" nie powoduje totalnej katastrofy w ochronie naszego dziedzictwa. Oczywiście zawsze należy się liczyć z możliwością instrumentalnego traktowania zabytków i przedkładania własnych partykularnych interesów nad ich dobro. Ale metoda, która prowadzi do przezwyciężenia tego zjawiska, może polegać wyłącznie na stopniowym oddawaniu władzy nad zabytkami lokalnym społecznościom, dla których są one wyróżnikiem własnej tożsamości. Pod warunkiem rzecz jasna, iż społeczności te będą miały szansę same decydować o priorytetach w zakresie ochrony swego dziedzictwa, zaś konserwatorem wojewódzkim, ale już samorządowym, będzie osoba wyłoniona w konkursie (jednym z kryteriów wyboru powinna być rekrutacja z dotychczasowych struktur konserwatorskich; byłoby to honorowanie awansu zawodowego). I jeszcze jedno: w nowej perspektywie Polska otrzyma 400 mln euro na ochronę zabytków.

Ważyć, nie liczyć

Jaka więc powinna być rola generalnego konserwatora zabytków? Po pierwsze, musi być liderem w kwestiach doktryn konserwatorskich. Po drugie, nie powinien ingerować w postępowanie w stosunku do poszczególnych obiektów. Po trzecie, ma tworzyć programy całościowe i za ich pośrednictwem oddziaływać na programy strukturalne na szczeblu samorządowym. Po czwarte, musi konsolidować środowisko konserwatorskie. I po piąte, nie może zajmować się innymi sprawami ponad to, co ma w nazwie.

W dotychczasowym systemie ochrony zabytków w Polsce wiele jest elementów wartościowych, których zmienianie na siłę przyniosłoby zbędne zamieszanie. Tutaj powinna obowiązywać zasada, iż "nie należy ustanawiać wielości ponad konieczność" oraz, że poglądy należy "ważyć, nie liczyć". Trudno np. "majstrować" coś przy fundamentalnej dla ochrony zabytków kwestii rejestru. Poza jednym aspektem: weryfikacji. Wiele obiektów (zwłaszcza architektonicznych) nigdy nie powinno się w rejestrze zabytków znaleźć. Niestety stosowana w wielu przypadkach i od wielu lat reguła "wpisać, a potem się zobaczy" sprawia, że wiele zabytków niszczeje w majestacie prawa. Dlatego, co paradoksalne, często bywa tak, że wpisanie obiektu do rejestru zabytków jest dla niego wyrokiem śmierci. Trzeba przyjąć zasadę, że wpisanie i skreślenie z rejestru ma tę samą skalę trudności.

Obawy przed "usamorządowieniem" zabytków, wynikają przede wszystkim z przekonania, że na szczeblu lokalnych społeczności istnieć będzie tendencja do niszczenia wszystkiego w imię pazernej deweloperki. Ale takie zjawiska zdarzają się wszędzie, także pod okiem  wojewódzkich i centralnych władz konserwatorskich. Nic nam nie przyjdzie z przyznania takiej samej (w sensie prawnym) rangi wszystkim zabytkom. Nie wszystkie z nich muszą i mogą mieć taki sam status jak pomniki historii. Za to dużo dobrego może przynieść próba nauczenia odpowiedzialności za własną spuściznę tych, którzy obok niej żyją.

PS. W niniejszym artykule nawiązuję do swojego tekstu zamieszczonego w „Rzeczpospolitej" 27 lutego 2006 r. Czas pokazał, że tezy tamtego artykułu nic nie straciły ze swej aktualności, zaś wydarzenia bieżące ten wniosek potwierdzają.

Autor jest historykiem sztuki, był generalnym konserwatorem zabytków w latach 1999-2001

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa