Zdecyduje rachunek ekonomiczny – zarówno u pracodawców, jak i pracowników z zagranicy. W razie kłopotów firmy zaczną dokładniej liczyć koszt zatrudnienia imigrantów, w tym np. wydatki na ich zakwaterowanie, dowóz czy obsługę administracyjną związaną z załatwianiem zezwoleń na pracę.
Z kolei migranci zarobkowi, widząc pogorszenie na rynku pracy w Polsce, raczej nie będą czekali na cięcia stawek czy zwolnienia – sami zaczną się przenosić gdzie indziej. W ten sposób mogą się stać buforem chroniącym lokalny rynek pracy przed gwałtownym wzrostem bezrobocia. Tak jak polscy emigranci w Irlandii, którzy po kryzysie z 2008 r. wyjeżdżali do pracy do mniej dotkniętej recesją Skandynawii albo do Niemiec. A Niemcy od stycznia 2020 r. szerzej otworzą się na fachowców spoza Unii, co będzie dodatkowym bodźcem do wyjazdu części Ukraińców z Polski. I to niezależnie od koniunktury na naszym rynku pracy.