Potrzeba prywatyzacyjnej ofensywy

Rząd mógłby się pogodzić ze wzrostem deficytu, proponując agresywny program prywatyzacji o wartości nie mniejszej niż 25 – 35 mld zł – pisze Janusz Jankowiak

Publikacja: 16.06.2009 01:52

Janusz Jankowiak

Janusz Jankowiak

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Sytuacja finansów publicznych w tym, ale również i w przyszłym roku będzie bardzo trudna. Jeśli chodzi o ten rok, to po pięciu miesiącach widać, że na skutek dekoniunktury i ujemnej dynamiki popytu krajowego, łączne ubytki w dochodach krajowych, w ujęciu rocznym, zamkną się w przedziale 33 – 38 mld zł.

Jeśli chodzi o rok 2010, to prognozowane przez rząd tempo wzrostu PKB (0,5 – 1,3 proc.), nawet po uwzględnieniu korzystnego dla budżetu przesunięcia w dekompozycji PKB z eksportu netto na popyt krajowy, umożliwi co najwyżej utrzymanie nominalnych dochodów na poziomie zbliżonym do tegorocznego wykonania. Taki wzrost dochodów, jaki wpisał sobie do tegorocznej ustawy budżetowej rząd (12,8 proc.), wzrost – przypomnijmy – mocno krytykowany przez ekonomistów, w przyszłym roku w żadnym wypadku już nie przejdzie.

[srodtytul]Deficyt w centrum uwagi[/srodtytul]

Przy określonych założeniach dotyczących dynamiki i struktury PKB, inflacji, funduszu płac i zatrudnienia, jesteśmy już dziś w stanie wstępnie oszacować różnicę między możliwymi do osiągnięcia w przyszłym roku dochodami i dającymi się już dziś przewidzieć rosnącymi wydatkami zdeterminowanymi (indeksacja, waloryzacja świadczeń, dotacje do FUS i KRUS, podjęte zobowiązania wobec nauczycieli, składka do UE).

Otóż przy 1-proc. wzroście PKB różnica między dochodami i wydatkami państwa, wobec wykonania w tym roku, rośnie o kolejne 15 mld zł. Jest więc bardzo prawdopodobne, że bez działań zapobiegawczych deficyt całego sektora (GG) byłby zbliżony do szacunków zaprezentowanych przez Komisję Europejską, osiągając w przyszłym roku 6 – 7 proc. PKB. Przy niezmienionym sposobie finansowania oznaczałoby to też przekroczenie maksymalnej dopuszczalnej w konstytucji relacji długu publicznego do PKB.

Przy aktualnym współczynniku elastyczność deficytu na tempo wzrostu gospodarczego (1 pkt proc. spadku dynamiki PKB = 1,2 pkt proc. wzrostu deficytu), nie da się w ciągu jednego roku pokonać negatywnego wpływu dekoniunktury na nasze finanse publiczne. To pewne.

Obowiązkiem ministra finansów jest jednak przedłożenie rządowi propozycji złagodzenia niebezpiecznych napięć w finansach publicznych. Zamrożenie wydatków przynoszące zapowiadane na ten rok oszczędności na poziomie ok. 10 mld zł jest oczywiście poza dyskusją.

Trzeba mieć jednak świadomość, że trwałe i – co ważniejsze – istotne ograniczenie wydatków zdeterminowanych wymaga zmian ustawowych i przejścia przez pełen cykl legislacyjny. Być może takie propozycje powinny być przygotowane, ale realistyczna ocena wskazuje, że nie mają one większych szans.

Po stronie dochodowej przeliczenie skutków podniesienia podatków pośrednich, podwyżki składki rentowej, zdrowotnej, a następnie przedłożenie tych wyników do decyzji politykom – musi być wykonane. Część ewentualnych decyzji co do wzrostu obciążeń podatkami pośrednimi nie wymaga przy tym akceptacji większości parlamentarnej. Wymaga za to poniesienia kosztów politycznych i ekonomicznych, bo podwyżki podatków nie są dobre ani dla gospodarki, ani dla popularności polityków.

[srodtytul]Ratunek: prywatyzacja[/srodtytul]

Co w takim razie można zrobić dla zapobieżenia załamaniu w finansach publicznych w latach 2009 – 2010? Otóż jest jedna rzecz, którą bez wątpienia zrobić by się dało.

Według wyceny na 1 czerwca tego roku wartość rynkowa udziałów Skarbu Państwa w spółkach notowanych na GPW w Warszawie przekraczała 45,8 mld zł. Z tego ok. 21 mld przypadało na trzy spółki, które można nazwać strategicznymi (PGNiG, Orlen, Lotos). Z pozostałych ok. 24,9 mld na trzy spółki (PKO BP, Pekao SA i KGHM) przypadało ok. 21 mld zł. Pozostałe „drobiazgi” warte były ok. 4 mld zł.

Nie mam wątpliwości, że zważywszy na wspomniane wcześniej uwarunkowania ograniczające pole manewru zarówno po stronie wydatkowej, jak dochodowej, rząd mógłby ewentualnie pogodzić się ze zwiększeniem deficytu, proponując równocześnie agresywny program dwuletniej prywatyzacji i sprzedaży niepracujących aktywów państwowych. Program o wartości nie mniejszej niż 25 – 35 mld zł.

Innymi słowy: zamiast na „ratunkowym” ograniczaniu deficytu, rząd skupić się powinien na maksymalnym jego finansowaniu bez zwiększania potrzeb pożyczkowych i przy spadku długu publicznego w relacji do PKB. Sprzedaż niepracujących aktywów i ograniczenie udziału SP w spółkach notowanych na giełdzie jest nie tylko stosownym w obecnych warunkach środkiem antykryzysowym, ale zwiększa też efektywność gospodarki w dłuższym okresie, poprzez zmianę formy własności.

Kryzys jako instrument zmian strukturalnych to bardzo dobry pomysł. A że odezwie się znów chór krzykaczy zatroskanych o wyprzedaż za bezcen „sreber rodowych”, przejętych „rabunkową eksploatacją majątku narodowego”? Szczerze mówiąc, kto by się tym przejmował? Jakie są inne rozsądne kontrpropozycje polityków pod adresem podatników?

[i]Autor jest głównym ekonomistą Polskiej Rady Biznesu[/i]

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Apel do kandydatów na urząd prezydenta
Opinie Ekonomiczne
Anita Błaszczak: Czas na powojenne scenariusze dla Ukraińców
Opinie Ekonomiczne
Umowa koalicyjna w Niemczech to pomostowy kontrakt społeczny
Opinie Ekonomiczne
Donald Tusk kontra globalizacja – kampanijny chwyt czy nowy kierunek?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Arak: Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0