W końcu do władzy wraca socjalista, co zdaniem niektórych komentatorów może oznaczać chęć sięgnięcia po lewicowe recepty na walkę z kryzysem, w tym zwłaszcza zwiększone wydatki socjalne i opodatkowanie zamożniejszych obywateli. Innymi słowy, pomysły odwrotne w stosunku do tych, które miał jego prawicowy poprzednik Nicolas Sarkozy – i które z grubsza pozwoliły na znalezienie wspólnego języka z główną gospodarczo-polityczną potęgą Europy, czyli z Niemcami.
Co teraz? Co zamiast naszego starego znajomego, żądającego od wszystkich oszczędności, straszliwego Merkozy'ego? Czy są szanse na zastąpienie go przez Merkollande'a? Czy też może raczej Unii Europejskiej grozi kompletny paraliż i walka niemal całkowicie osamotnionych Niemiec z koalicją państw zbuntowanych przeciwko programom oszczędnościowym, na czele z Francją?
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że ta druga wizja ma spore szanse realizacji. W końcu sam Hollande w trakcie kampanii wyborczej mówił o konieczności renegocjacji stworzonego pod dyktando Berlina paktu fiskalnego (na który z bólem zgodził się Sarkozy), epatował wyborców wizją 75-proc. podatku dla najbogatszych, nowymi wydatkami socjalnymi i pobudzaniem wzrostu, zamiast oszczędności budżetowych. Może się wydawać, że stąd już tylko jeden krok dzieli nowego prezydenta od antykapitalistycznej retoryki, żądań druku pustego pieniądza i wezwania do dalszego zadłużania się państwa.
Słowem, od tego wszystkiego, czego nie akceptują Niemcy, a co z entuzjazmem przyjęliby Grecy i Hiszpanie.
W rzeczywistości jednak wcale tak nie jest. Każdy rozsądny polityk, który obejmowałby w tej chwili stery rządów we Francji, musi zauważyć, że jego pole manewru w polityce gospodarczej jest niezwykle wąskie. Dalsze zadłużanie się? Wolne żarty. W ślad za tym natychmiast przyszłoby obniżenie ratingu Francji i zdegradowanie jej do statusu Hiszpanii i Włoch. Drukowanie pieniędzy? Do tego trzeba by mieć władzę nad Europejskim Bankiem Centralnym, a tej nie sposób zdobyć bez poparcia Berlina. Pobudzanie wzrostu większymi wydatkami socjalnymi? Recepta na szybką utratę ograniczonego (choć nadal dużego) zaufania ze strony rynku, którym ciągle jeszcze dysponuje Francja. Otwarta wojna z Niemcami o przywództwo w dzisiejszej Europie? Gwarantowana klęska.