Czekając na Merkollande’a

Zwycięstwo François Hollande'a w wyborach prezydenckich we Francji spotkało się z mieszanym przyjęciem.

Publikacja: 11.05.2012 02:36

W końcu do władzy wraca socjalista, co zdaniem niektórych komentatorów może oznaczać chęć sięgnięcia po lewicowe recepty na walkę z kryzysem, w tym zwłaszcza zwiększone wydatki socjalne i opodatkowanie zamożniejszych obywateli. Innymi słowy, pomysły odwrotne w stosunku do tych, które miał jego prawicowy poprzednik Nicolas Sarkozy – i które z grubsza pozwoliły na znalezienie wspólnego języka z główną gospodarczo-polityczną potęgą Europy, czyli z Niemcami.

Co teraz? Co zamiast naszego starego znajomego, żądającego od wszystkich oszczędności, straszliwego Merkozy'ego? Czy są szanse na zastąpienie go przez Merkollande'a? Czy też może raczej Unii Europejskiej grozi kompletny paraliż i walka niemal całkowicie osamotnionych Niemiec z koalicją państw zbuntowanych przeciwko programom oszczędnościowym, na czele z Francją?

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że ta druga wizja ma spore szanse realizacji. W końcu sam Hollande w trakcie kampanii wyborczej mówił o konieczności renegocjacji stworzonego pod dyktando Berlina paktu fiskalnego (na który z bólem zgodził się Sarkozy), epatował wyborców wizją 75-proc. podatku dla najbogatszych, nowymi wydatkami socjalnymi i pobudzaniem wzrostu, zamiast oszczędności budżetowych. Może się wydawać, że stąd już tylko jeden krok dzieli nowego prezydenta od antykapitalistycznej retoryki, żądań druku pustego pieniądza i wezwania do dalszego zadłużania się państwa.

Słowem, od tego wszystkiego, czego nie akceptują Niemcy, a co z entuzjazmem przyjęliby Grecy i Hiszpanie.

W rzeczywistości jednak wcale tak nie jest. Każdy rozsądny polityk, który obejmowałby w tej chwili stery rządów we Francji, musi zauważyć, że jego pole manewru w polityce gospodarczej jest niezwykle wąskie. Dalsze zadłużanie się? Wolne żarty. W ślad za tym natychmiast przyszłoby obniżenie ratingu Francji i zdegradowanie jej do statusu Hiszpanii i Włoch. Drukowanie pieniędzy? Do tego trzeba by mieć władzę nad Europejskim Bankiem Centralnym, a tej nie sposób zdobyć bez poparcia Berlina. Pobudzanie wzrostu większymi wydatkami socjalnymi? Recepta na szybką utratę ograniczonego (choć nadal dużego) zaufania ze strony rynku, którym ciągle jeszcze dysponuje Francja. Otwarta wojna z Niemcami o przywództwo w dzisiejszej Europie? Gwarantowana klęska.

Słowem, trzeba będzie pojechać do Berlina i ustalić warunki odtworzenia francusko-niemieckiego tandemu, w którym oba kraje wspólnie pedałują, ale kierownica znajduje się dziś w rękach Angeli Merkel. Zwłaszcza że i po stronie niemieckiej z pewnością będzie wola do tego, by taki zespół stworzyć. A to oznacza, że na pojawienie się Merkollande'a nie będziemy pewnie musieli długo czekać.

Ale to wszystko nie świadczy, że nowy francuski prezydent nie będzie w stanie w żaden sposób wpłynąć na rozwój sytuacji. Nie mam cienia wątpliwości, że kluczem do rozwiązania problemów strefy euro jest w tej chwili rozsądny kompromis, który zaspokoi niemieckie oczekiwania dotyczące niezbędnych oszczędności, ale jednocześnie umożliwi większą elastyczność działania banku centralnego i uchroni kolejne państwa strefy euro przed bankructwem. Nie ma też wątpliwości, że Hollande ma rację, mówiąc, iż poza oszczędnościami potrzebne są działania pobudzające wzrost gospodarczy (choć oczywiście nie takie, które by szły na przekór oszczędnościom). Przekonanie do tego Niemców jest zadaniem znacznie ważniejszym niż udawanie, że Francja i Niemcy to równorzędni partnerzy – jak to usiłował za wszelką cenę robić jego poprzednik. Poczekajmy na Merkollande'a.

Witold M. Orłowski - główny ekonomista PwC w Polsce

W końcu do władzy wraca socjalista, co zdaniem niektórych komentatorów może oznaczać chęć sięgnięcia po lewicowe recepty na walkę z kryzysem, w tym zwłaszcza zwiększone wydatki socjalne i opodatkowanie zamożniejszych obywateli. Innymi słowy, pomysły odwrotne w stosunku do tych, które miał jego prawicowy poprzednik Nicolas Sarkozy – i które z grubsza pozwoliły na znalezienie wspólnego języka z główną gospodarczo-polityczną potęgą Europy, czyli z Niemcami.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Stanisław Stasiura: Kanada – wybory w czasach wojny celnej
Opinie Ekonomiczne
Adam Roguski: Polscy milionerzy wolą luksusowe samochody i spa niż nieruchomości
Opinie Ekonomiczne
Grzegorz W. Kołodko: Szeroki świat czy narodowy zaścianek?
Opinie Ekonomiczne
Leszek Pacholski: Interesy ludzi nauki nie uwzględniają potrzeb polskiej gospodarki
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Opinie Ekonomiczne
Damian Guzman: Czy polskie firmy będą przenosić się do Rumunii?