Amerykański ekonomista Robert Gordon zadał ostatnio pytanie, które w kontekście bieżących problemów z zadłużeniem brzmi jak pytanie o kosmos w kontekście problemów mrówki z przeniesieniem patyka do mrowiska. Pytanie brzmi: czy świat przestanie się w końcu rozwijać? (artykuł dostępny na stronie voxeu.org).

Gordon sugeruje, że niespotykany w historii okres rozwoju gospodarczego od XVIII wieku do chwili obecnej może być tylko epizodem, przejściowym wyskokiem. Naturalnie nie oznaczałoby to, że wrócimy do poziomu życia z XVII wieku, będziemy jeździć na koniach i zajadać ziemniaczane ciasto z pieca. Chodzi o tempo rozwoju, o podejrzenie, że w przeciągu kilku dekad postęp gospodarczy może spaść w pobliże zera. A przypomnę, że obecnie wielu ekonomistów – może nawet większość – twierdzi, że gospodarka może rozwijać się w nieskończoność w skutek postępu technologicznego.

Gordon skupia się na Stanach Zjednoczonych, bowiem pisze o postępie krajów najbardziej rozwiniętych. Ale jego pytanie można rozszerzyć. Dla nas bardziej przejmujące jest pytanie, co z tego może wynikać dla ludzi na dorobku – czyli 80 proc. ludności świata, a szczególnie takich krajów jak Polska? Czy nawet jeżeli najbardziej rozwinięte kraje przestaną się rozwijać, to te uboższe będą je mimo wszystko doganiać? Czy też większość krajów utknie w tzw. pułapce średniego dochodu?

Obecnie większość ludzi – na uczelniach, w instytucjach badawczych, a pewnie i w zwykłych domach od Suwałk po Lubin – jest święcie przekonana, że za 30 lub 50 lat Polska będzie tak zamożna jak Stany Zjednoczone. Oczywiście pod warunkiem, że rządy niczego nie schrzanią. Ale czy rzeczywiście?

Myślę, że jest szansa, że te marzenia się spełnią, ale obawiam się jednocześnie innego scenariusza, takiego, w którym na wiele lat utkwimy tu, gdzie jesteśmy. Od niemal czterech wieków jesteśmy pod względem średniego dochodu i ogólnego poziomu rozwoju o kilkanaście kroków za Zachodem. Teoria ekonomii mówi nam, że to może się szybko zmienić, ale to jest ta sama teoria, którą podważa Gordon. Dlatego jego artykuł wydaje mi się tak frapujący. A ludzi zadających podobne pytania co Gordon bardzo szybko przybywa.