Jednym z giełdowych rytuałów są przecieki istotnych informacji. Pół biedy, gdy jest to kontrolowany wyciek do mediów, mający być działaniem PR, a przy okazji sposobem na wyróżnienie jakiegoś zaufanego dziennikarza, a tym samym zacieśnienie z nim współpracy. Nieco gorzej, gdy jest to wyciek niekontrolowany, czyli wynika z nadmiernej gadatliwości kogoś z zarządu lub pracowników spółki albo firm z nią współpracujących, w tym doradców.
W interesie firmy leży unikanie takich zdarzeń. Zupełnie źle, gdy jest to przeciek do wybranych inwestorów, który umożliwia im dokonanie zawczasu transakcji giełdowej, dzięki której – po pojawieniu się informacji oficjalnej – zyskają lub unikną strat.
Od lat odnoszę wrażenie, że z tropieniem insider tradingu na warszawskiej giełdzie jest dość kiepsko i jestem przekonany, że taka akcja amerykańskiego nadzoru giełdowego, jaka nastąpiła po ogłoszeniu zamiaru przejęcia Heinza przez Warrena Buffeta, byłaby u nas niemożliwa. Za to w przypadku kontrolowanych przecieków i wykorzystywania mediów do działań PR nasze spółki nie mają się czego wstydzić.
Przecieki niekontrolowane to osobna kategoria. Zdarzają się wszędzie, a czasami są niekontrolowane tylko dla niektórych. Ci, którzy wypuszczają informację, robią to świadomie, by na przykład poprawić swoją pozycję w negocjacjach.
Zaskoczenie rynku informacjami, które ujawniły CD Projekt i Netia, to jedno. Zupełnie osobną sprawą jest to, co z tych informacji wynika dla spółek, a tym samym dla kursu ich akcji. A wynikają – moim zdaniem – liczne pytania, na które rynek nie uzyskał odpowiedzi.