O jaki ład chodzi? Gdyby ktoś miał wątpliwości – wyjaśniam: chodzi o przywileje socjalne, które Polakom zaserwował rząd PiS. O 13. i 14. emeryturę, o 800 plus i wszelkie te świadczenia, które uchwalono za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Ich ochrona i poszerzanie było jedynym politycznym pomysłem Andrzeja Dudy. Odchodzący prezydent nie miał żadnego innego pomysłu na krajową politykę (pomińmy kwestie jego osobistej parafiańszczyzny) niż permanentne podlizywanie się elektoratowi socjalnemu. Podpisywał się pod pomysłem każdego dodatkowego transferu, kompletnie ignorując kwestie ekonomiczne. Nawrocki deklaruje, że chce iść tą samą ścieżką.
Karol Nawrocki kontynuatorem PiS?
Socjalne prawa nabyte to dla niego świętość – nawet gdyby po etapie kampanii miało się okazać, że wywracają budżet, prezydent Nawrocki ich nie tknie, bo są otoczone nimbem pisowskiej świętości. Gdyby ktoś spytał o pragmatyzm kandydata Nawrockiego, to odpowiedź ma jak na dłoni: prezydent jest po to, by bronić praw socjalnych. Reszta – jak choćby relacja wydatków do przychodów państwa – go nie interesuje.
Czytaj więcej
Sztabowcy PiS do ostatniej chwili trzymali w niepewności opinię publiczną. Ostatecznie w trakcie...
Czego jeszcze dowiedzieliśmy się podczas łódzkiej konwencji PiS? Głównie tego, że Nawrocki w dwustu procentach uwspólnił język własnej narracji z narracją partii Kaczyńskiego. Byli więc w jego wystąpieniu nielegalni migranci, zagrożenie na polskich ulicach, potrzeba ochrony polskiej „złotówki”, kłamstwa na temat tego, że Platforma chce zniszczyć służbę zdrowia, by ją potem sprywatyzować, czy insynuacja, że rząd Tuska chciał bronić Polski na linii Wisły, zostawiając cały wschód kraju na pastwę Ruskim. Był też na koniec koszmarny cień obsesji prezesa – diaboliczni Niemcy, którym rzekomo służyć chce Trzaskowski, lokaj interesów Berlina i ich strasznego, zniemczonego lobbysty – Donalda Tuska.
Co ma do powiedzenia Rafał Trzaskowski?
Czy Trzaskowskiemu, godzinę po końcu konwencji Nawrockiego w Łodzi, udało się z tą wizją polityki zapolemizować? Niespecjalnie. Trzaskowski pokazał się w słonecznym Poznaniu jako „kandydat obywatelski”, człowiek wolny od obsesji i „arbiter polskich spraw”. Nie wdawał się w polityczną publicystykę, nie odnosił się do zarzutów wywleczonych na światło dzienne przez Nawrockiego. Nikogo nie obrażał, nikim nie straszył. Nie mówił o Niemcach czy 800+. Namawiał za to, by „lubić ludzi” i mamił perspektywą Polski nie dla PiS i jego akolitów, ale dla wszystkich Polaków.