Rz: Rentowności polskich obligacji biją kolejne rekordy. Czyja to zasługa?
Wojciech Kowalczyk:
Napływ kapitału i umocnienie złotego to efekt oczekiwań rynku na dalsze cięcia stóp procentowych w Polsce. Pomaga też luzowanie pieniężne przez banki centralne w Azji, Europie i USA. Rynki doceniają również to, że jesteśmy konsekwentni w obniżaniu deficytu i długu finansów publicznych.
Czy gdyby nie to, że w obiegu jest teraz ogromna ilość pieniędzy, nasz dług byłby równie atrakcyjny?
Na pewno europejski kryzys trochę nam pomógł, ponieważ kapitał zaczął szukać nowych miejsc do inwestowania. Polska spełnia kryterium, które jest bardzo ważne szczególnie dla inwestorów azjatyckich – nie jest krajem strefy euro, a w dodatku wciąż oferuje atrakcyjne oprocentowanie. Ale o ile cztery–pięć lat temu płynęły do nas głównie pieniądze spekulacyjne, w większości z banków i funduszy hedgingowych, teraz jest to stabilny pieniądz z funduszy emerytalnych i od asset managerów. Mimo spadku rentowności, już o 1,5 pkt proc. w porównaniu z zeszłym rokiem, inwestorzy wciąż kupują nasze obligacje. Napływ kapitału zagranicznego nie jest już tak duży jak jeszcze pod koniec 2012 r. i na początku tego roku, ale wciąż jest stabilny. Nie można więc mówić o tym, że nasze obligacje kupują spekulanci. Widzimy teraz popyt praktycznie na każdy rodzaj oferowanych obligacji zarówno ze strony inwestorów krajowych, jak i zagranicznych. To powoduje, że pożyczamy taniej, i w przyszłości obniży nasze wydatki na obsługę długu. Efekt nie jest jednak dla budżetu natychmiastowy.