Dla porządku powiedzmy, że według analiz NBP kurs, przy którym eksport jest opłacalny wynosi aktualnie ok. 3, 85 - 3,90 zł za euro. Świadczą też o tym dobre wyniki eksporterów, bez których bylibyśmy już w recesji i i relatywnie wyższa rentowność firm eksportujących od rentowności nieeksporterów. Wicepremier swoją wypowiedzią wpisuje się w ten nurt światowej gospodarki, który ekonomiści nazywają wojną walutową, czyli konkurencyjnymi dewaluacjami krajowych walut, by stymulować eksport. Takie dewaluacje wymuszane przez rządy destabilizują rynki, gospodarkę i światowy handel. Nawet jeśli ktoś przez chwilę wygrywa, to traci ktoś inny, natomiast w długim horyzoncie interwencje rządowe hamują wszędzie wzrost gospodarczy, a firmy zniechęcają do restrukturyzacji, poprawy jakości produktów itd. Z faktu, że niektóre rządy i banki centralne tak postępują nie wynika, by NBP powinien zachowywać się podobnie. Teraz na tę drogę wchodzi Japonia, co może się skończyć katastrofą jej finansów publicznych, przed czym przestrzega m.in. znany ekonomista Martin Feldstein.

Wyliczmy jakie byłyby w Polsce skutki dewaluacji złotego do poziomu oczekiwanego przez premiera. Natychmiast wyższa inflacja. Wyższe koszty obsługi części długu publicznego - tej w walutach obcych. To już prawie jedna trzecia całości, więc dewaluacja o 10 procent podwyższyłaby koszty obsługi tak lekko licząc o 1 miliard złotych rocznie, ale problemy dotyczyłyby także długu w złotych. Dalej - pogorszenie konkurencji importowej na rynku konsumenckim – dziś w wielu przypadkach jedynego hamulca , który chroni nas przed monopolami i wzbogaca wybór . Dewaluacja oznaczałaby również, że w porównaniu z zachodnią Europą zarabiamy jeszcze mniej, a nieszczęśnicy którzy wpakowali się w kredyty walutowe, mają wyższe raty do spłacenia. Benzyna kosztowałaby 6 złotych za litr, ale zdrożałyby też produkty wytwarzane na rynek krajowy przez krajowych producentów, które mają duży tak zwany wsad importowy. Zdrożałyby surowce i żywność, których ceny wyznaczane są przez światowy rynek itd.,itd.

Złoty byłby niedowartościowany i słaby. Jak członek rządu może opowiadać, że chciałby słabej narodowej waluty – pojąć trudno. Na szczęście wicepremier nie ma mocy sprawczej, ale warto by wiedział, o czym mówi.