Oto grupa szefów i wiceszefów (kobieta i pięciu mężczyzn) z trzech rosyjskich spółek prywatnych z branży naftowej, miała zdecydować o celowym wlaniu brudnej ropy do rurociągu zaopatrującego pół Europy. Po co? By ukryć swoje wcześniejsze przestępstwo.
Taki obraz rysują dziś przed opinią międzynarodową rosyjscy śledczy: między sierpniem 2018 r a kwietniem 2019 r sześcioro podejrzanych pozostających w zmowie kradło z rurociągu ropę. Aby ukryć kradzież, na miejsce brakującej jakościowej ropy, wlali w marcu i kwietniu ropę, której i tak nikt by nie kupił, bo norma zawartości chlorków organicznych była w niej przekroczona kilkadziesiąt razy. Kosztowała więc kopiejki, ale ropa to ropa. Na pierwszy rzut oka brudna niczym się nie różni od czystej.
Brudnego surowca nikt nie sprawdzał; z węzła przyjmującego trafił do magazynu podziemnego we wsi Łopatino, a następnie do głównej magistrali „Przyjaźni”. Ani przed dodaniem brudnej ropy do podziemnych zbiorników ( magazyn w Łopatino ma ich osiem) nikt jej nie sprawdził, ani przed wlaniem do „Przyjaźni”. Śledczy przyznali, że brudna ropa uszkodziła trwale wszystkie osiem zbiorników podziemnych.
Czwórka menadżerów siedzi już w areszcie, dwoje jest poszukiwanych. Wszyscy zostali oskarżeni o kilka przestępstw natury gospodarczej, w tym kradzież i udział w zorganizowanej grupie przestępczej.
I na tym można by sprawę zakończyć. Pazernych i nieuczciwych na świecie nie brak.
Jednak Czytelnikom należy się odpowiedź na dwa podstawowe pytania: ile ropy ukradła grupa i ile na tym zarobiła? Na pierwsze pytanie oficjalnej odpowiedzi brak. Na drugie śledczy informują, że podejrzani „ukradli ropę na kwotę co najmniej jednego miliona rubli.
„Jeden milion rubli”? Dwa razy musiałam to przeczytać oficjalny komunikat Komitetu Śledczego Rosji, by się upewnić, że nie chodzi o jeden miliard rubli, albo przynajmniej jeden milion dolarów. Nie. Wszyscy piszą o jednym milionie rubli. Ile to w złotych - na dziś niecałe 59 tysięcy czy też 15,3 tysiąca dolarów amerykańskich.
Przyjmując cenę rosyjskiej marki Urals z 6 maja 68,5 dolara za baryłkę, daje to 223,35 baryłek ropy skradzionych przez zorganizowaną grupę przestępczą. Skala mikro, dla której trzeba być imbecylem, by ryzykować intratne posady czy dziesięciu lat w łagrze, które dziś grozą aresztowanych menadżerom.
I od razu pytanie drugie? Jak 223 baryłki brudnej ropy mogły tak bardzo wypaczyć jakość całego transportowanego „Przyjaźnią” surowca? „Przyjaźń” to największy na świecie system rurociągów łączący rosyjską Syberię z Europą Środkową. Łącznie jest to blisko 8900 km rur transportujących rocznie około 66,5 mln ton ropy (z tego nitką przez Polskę do 50 mln ton).
Podsumowując, wszystko to co teraz pojadą oficjalnie rosyjskie władze brzmi niewiarygodnie i nie wyjaśnia największego blamażu Rosji w dostawach ropy na granicę.
Prawdziwy winny to w mojej ocenie monopolista państwowy „Transneft”, który odpowiada za jakość surowca. Prezes tego giganta Nikołaj Tokariew od początku próbował zrzucić odpowiedzialność na prywatne firmy. Teraz nie odpowiada na pytanie jako brudna ropa przeszła przez obowiązkowe kontrole. Deklaruje, że zamiast sprawdzania jakości co 10 dni, będzie się to robiło codziennie.
Czy to wystarczy, by uniknąć dymisji z lukratywnej posady? Zapewne tak, bo o dymisji Tokariewa nikt na Kreml nie wspomina. To lojalny człowiek obecnej władzy.
Tak więc za utratę reputacji i milionowe straty zagranicznych klientów Rosjan, znów odpowie „prastoj Ruski”.