Jeszcze do niedawna firmy, szczególnie te duże, takie jak banki czy przedsiębiorstwa telekomunikacyjne, budowały własne parki serwerowe. Tego typu obiekty mieli także dostawcy usług internetowych. Ostatnio jednak coraz więcej przedsiębiorstw borykających się z dużymi kosztami IT rezygnuje z tworzenia swoich centrów i woli wynająć moce obliczeniowe u zewnętrznych usługodawców.
To wcześniej nieznane rozwiązanie, określane angielskim terminem „outsourcing data centers", stało się dostępne dzięki skokowi jakościowemu w rozwoju technologii telekomunikacyjnych. Można już wręcz mówić o trendzie, który sprawia, że na całym świecie lawinowo rośnie zapotrzebowanie na moc obliczeniową i przestrzeń dyskową w tzw. chmurze. Przyczyniają się do tego także konsumenci, którzy coraz chętniej korzystają z usługi wideo na żądanie, streamingu muzyki czy ze zdalnych dysków.
Europę czekają tłuste lata
Wielkość sektora data centers w Europie to obecnie około 190 miliardów euro. Raport globalnej firmy doradztwa strategicznego A.T. Kearney prognozuje, że sektor ten będzie się rozwijać w tempie 6 proc. rocznie i w 2020 r. osiągnie wartość ok. 270 miliardów euro (czyli niemal tyle, ile wynosi obecnie PKB Polski).
Informatycy mają powody do radości: gwałtowny rozwój tego rynku spowoduje wzrost zapotrzebowania na wykwalifikowaną kadrę. W całej Europie potrzeba będzie ponad 300 tysięcy nowych specjalistów, z czego w samych Niemczech ok. 30 tysięcy.
Te miejsca pracy powstaną właśnie w Europie, bo lokowanie data centers w odległych krajach poza europejskim obszarem geograficznym i politycznym mijałoby się z celem. Zarówno z powodów technologicznych (w transmisji danych każda milisekunda opóźnienia ma znaczenie), klimatycznych (głównym czynnikiem kosztotwórczym są ceny energii, która jest używana przede wszystkim do... chłodzenia serwerów), ale przede wszystkim ze względów politycznych. Firmy boją się o prywatność danych i unikają lokalizacji, takich jak: Chiny, Indie, Rosja czy nawet USA.