To woda na młyn tych polityków, którzy od lat krytykują uprzywilejowaną ich zdaniem pozycję zagranicznych inwestorów w Polsce. Bo przecież nie dość, że już na wejściu dostają na zachętę różne ulgi i dotacje, to jeszcze potem niezbyt chętnie dzielą się zyskami z krajowym fiskusem.
Tutaj jak na dłoni widać praktyczne efekty globalizacji, która w ostatnich dekadach zmieniła sposób działania i struktury koncernów. Większość z nich traktuje nasz kraj jako element większej, regionalnej układanki. Manewruje więc jej poszczególnymi elementami z pomocą cen transferowych, opłat licencyjnych (stąd tak popularne zastępowanie krajowych marek globalnymi brandami) i innych księgowych zabiegów, po które chętnie sięgają też polskie firmy. Co prawda, działając na mniejszą skalę, nie mogą sobie pozwolić na tak zaawansowane operacje, jak globalni gracze.