Sławomir Nowak: Czym zawiniły drogi? To ostatni dzwonek na przetargi

Panie Premierze Morawiecki, proszę nakłonić ministra infrastruktury do odblokowania programu budowy dróg i kolei w Polsce.

Aktualizacja: 06.10.2016 22:16 Publikacja: 06.10.2016 22:03

Sławomir Nowak

Sławomir Nowak

Foto: Rzeczpospolita, Krzysztof Skłodowski

Za nami pierwsze dymisje w rządzie Beaty Szydło. Dowiedzieliśmy się przy okazji, że wicepremier Mateusz Morawiecki chciał również przejąć pod swoje skrzydła resort infrastruktury... Może to nie byłby taki zły pomysł? Zdaje się, że Morawiecki jako pierwszy w PiS dostrzegł to, co wie każdy, kto miał do czynienia z inwestycjami i finansowaniem unijnym: Polsce grozi utrata miliardów pomocy UE.

Atrofia decyzyjna

Uważam, że takie sprawy, jak rozwój sieci drogowej czy modernizacja kolei, powinny pozostawać poza sporem politycznym, wszak dotyczą nas wszystkich i rozwoju naszego kraju. Ani drogi, ani linie kolejowe, ani lotniska czy porty nie mają barw partyjnych. Kiedy budowaliśmy je, to z intencją, by służyły wszystkim, niezależnie od wyznania czy poglądów politycznych.

Ostatnie dane GUS o spadku produkcji budowlanej w Polsce o ponad 20 proc. rok do roku są jednak alarmujące. Za ten spadek odpowiada już nowa ekipa rządząca, bo nie zasila rynku przez prawie rok nowymi przetargami i blokuje już ogłoszone. Trwająca za długo atrofia decyzyjna w resorcie infrastruktury ma fatalne skutki dla branży budowlanej i grozi utratą miliardów pomocy z UE.

Trzeba jasno powiedzieć, że wszystkie trwające obecnie inwestycje na drogach to efekt przetargów ogłoszonych i rozstrzygniętych przez poprzedni rząd. Dzięki skutecznemu zarządzaniu i uzgodnieniom z Komisją Europejską ogłaszane były przetargi niejako „awansem" już na nową perspektywę finansową UE. Intencją było to, by nie wpaść w lukę inwestycyjną. Wszystkie wstęgi na otwarciach kolejnych odcinków dróg, które minister Adamczyk będzie przecinał do 2018 r., mają logo PO.

I wszystko byłoby OK, gdyby nie fakt, że minister, mając gotowy Krajowy Program Budowy Dróg na lata 2014–2023, nie dał zgody na ogłoszenie nowych przetargów. Dla każdego ministra to wymarzona sytuacja: gdy ma się wszystko przygotowane, wystarczy tylko ogłaszać kolejne przetargi i patrzeć jak rozwijają się budowy.

Niestety, nowy rząd zmarnował już rok. Niedawno ogłosił „kampanię wrześniową" (nie wiem czy jest to dobra nazwa) i zdecydował skierować do drugiego etapu kilkanaście zblokowanych dotąd przetargów ogłoszonych jeszcze przez poprzedni rząd, np. z ringu warszawskiego. Dalej w zawieszeniu pozostają przetargi będące na I etapie (ok. 50 konkursów, w tym tak istotne jak na S7 na północ od Warszawy czy S6 z Koszalina do Gdańska, S7 z Krakowa do granicy województwa oraz S19 z Lublina do Rzeszowa oraz wiele ważnych obwodnic miast. I dalej nie ogłasza nowych przetargów, choć są już przygotowane i czekają w szufladach.

Słyszymy o kolejnych analizach i o tym, że uchwalony program jest przeszacowany... To tłumaczenie własnej bezczynności i chyba braku politycznej siły ministra infrastruktury w rządzie. Minister finansów woli zaciągać dług na program 500+ niż kredyt prorozwojowy na budowę dróg.

Co do przeszacowania: w obecnym programie drogowym na jednej liście zostały umieszczone wszystkie najważniejsze projekty drogowe (z listy podstawowej, jak i rezerwowej). Rzeczywiście rząd uchwalił rekordowe 107 mld zł na ich realizację, więcej niż w starym krajowym programie budowy dróg. Rzeczywiście koszt wszystkich projektów przekracza 107 mld zł. Niemniej szacunki ministerstwa, że jest to 200 mld zł, są przesadzone. Zadania dotyczące budowy wszystkich autostrad i dróg ekspresowych są warte ok. 100 mld zł, a jak dodamy wszystkie obwodnice z programu budowy dróg, to całość mieści się w 135 mld zł. I to według kosztorysu, a pamiętajmy, że prawie każdy przetarg przynosi ok. 25 proc. oszczędności.

Program jest tak pomyślany, że jeśli jakiś projekt z przyczyn technicznych będzie się opóźniał lub powstaną oszczędności na przetargach, GDDKiA może elastycznie reagować i „wrzucać do realizacji" kolejne oczekujące projekty z listy. Poza tym na etapie uruchamiania projektów minister finansów musi każdorazowo wydać zgodę na ogłoszenie przetargu, nie ma zatem obawy o przekroczenie limitów finansowych. Jest tylko problem woli realizacji programu.

Groźba zwolnień

Wstrzymanie inwestycji jest bardzo niebezpieczne z powodów rynkowych. Jednym z nich jest brak przewidywalności rynku budowlanego, co grozi masowymi zwolnieniami i kłopotami z płynnością w branży. Dalej: mała liczba zleceń wywołuje wojnę cenową, wygrywanie przetargów cenami poniżej realnych kosztów, w efekcie roszczenia firm wobec zamawiającego, a na końcu nawet plajty.

Kolejnym negatywnym efektem, kiedy już dojdzie do odblokowania inwestycji, będzie spiętrzenie zamówień w krótkim czasie poprzez nałożenie się intensywnej realizacji programu drogowego z również opóźnianym programem kolejowym. Skumulowanie popytu na materiały budowlane w latach 2019–2022 spowoduje zwyżkę cen i brak możliwości dostarczenia na wszystkie budowy potrzebnej ilości kruszyw, a to spowoduje opóźnienia. Podobną sytuację mieliśmy przed Euro 2012.

Co najważniejsze jednak, Polska ma czas na zakończenie obecnej perspektywy finansowej UE do 2023 r. Czyli zostało nam siedem lat. Aż siedem czy tylko siedem? Licząc optymistycznie, postępowanie przetargowe trwa 12–14 miesięcy. Po jego rozstrzygnięciu i podpisaniu umowy jest czas na projektowanie – 12 miesięcy, plus uzyskanie zezwolenia na realizację inwestycji drogowej (ZRID) – kolejne sześć. Dalej: sama budowa – 24-28 miesięcy (bez zimy). To daje przynajmniej pięć lat!

Jeśli rząd zacznie ogłaszać wszystkie nowe przetargi pełną parą w 2017 r., to finał prac przypadnie na lata 2021–2022. Czyli na rok przed zakończeniem i rozliczeniem pomocy unijnej. A pamiętajmy, że mogą się przytrafić trudne warunki atmosferyczne, odwołania, zmiany w pozwoleniach środowiskowych... Każde opóźnienie w przetargach, a potem w wykonawstwie grozi przekroczeniem terminów rozliczenia inwestycji finansowanych przez UE, a to niesie ryzyko utraty finansowania. Licząc razem z kolejami, może to być nawet 50 mld zł!

Apel do premiera

W nowej perspektywie pieniądze na drogi i koleje są jeszcze większe niż w poprzedniej, która tak zmieniła Polskę. Rozumiem, że obecny rząd może mieć sceptyczne podejście do UE, ale co stoi na przeszkodzie, by sceptyczny rząd dalej entuzjastycznie korzystał ze środków Unii, dopóki jeszcze są? Utrata finansowania unijnego na drogi i koleje byłaby ciosem w całe społeczeństwo.

Panie Premierze Morawiecki, jako minister finansów, wie Pan, że dług na drogi po realizacji inwestycji szybko przez Unię zostanie zrefundowany. To dobry dług, bo proinwestycyjny. Jako minister rozwoju wie Pan, że infrastruktura w Polsce to koło zamachowe gospodarki, także dzięki gigantycznym funduszom unijnym. A teraz Pan jest za ich mądre wydanie i skuteczne rozliczenie odpowiedzialny. I być może ktoś inny już będzie rozliczał obecną perspektywę finansową w 2023 r., ale to Pan ma dzisiaj decydujący wpływ na to, czy fundusze UE zostaną w całości skonsumowane. Proszę zatem nakłonić ministra infrastruktury do odblokowania programu drogowego i kolejowego.

Autor był w latach 2011–2013 ministrem transportu w rządzie Donalda Tuska

Opinie Ekonomiczne
Stanisław Stasiura: Kanada – wybory w czasach wojny celnej
Opinie Ekonomiczne
Adam Roguski: Polscy milionerzy wolą luksusowe samochody i spa niż nieruchomości
Opinie Ekonomiczne
Grzegorz W. Kołodko: Szeroki świat czy narodowy zaścianek?
Opinie Ekonomiczne
Leszek Pacholski: Interesy ludzi nauki nie uwzględniają potrzeb polskiej gospodarki
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Opinie Ekonomiczne
Damian Guzman: Czy polskie firmy będą przenosić się do Rumunii?