– Nie zależało mi na tym, żeby ten człowiek poszedł do więzienia. Wyrok, który zapadł, uważam za najlepszy, jaki mógł zostać wydany w sprawie, która kosztowała mnie i moją rodzinę mnóstwo stresu. Potwierdza, że jestem w niej ofiarą. A skazanie na karę pozbawienia wolności, nawet w zawieszeniu – w przeciwieństwie do kary grzywny orzeczonej przez sąd pierwszej instancji – nie pozwala na jego zbagatelizowanie – tak w rozmowie z „Rzeczpospolitą” komentuje orzeczenie Michał Fuja.
Sprawa, która w poniedziałek znalazła finał w krakowskim SA, ma związek z reportażem o giełdzie kryptowalut, nad którym Michał Fuja wraz z ekipą pracował w 2019 r. Znanego w mieście, kontrowersyjnego działacza Mateusza J. oskarżono o to, że gdy próby przekonania reportera, aby porzucił temat nie przyniosły skutku, posunął się do gróźb i próby przekupstwa, oferując w zamian milion złotych.
Sąd apelacyjny podwyższył karę za szantażowanie dziennikarza TVN-u. Miejski działacz prawomocnie skazany
Pod koniec listopada 2023 r. Mateusz J. został uznany przez sąd I instancji za winnego i ukarany grzywną w wysokości 20 tys. zł. Z takim rozstrzygnięciem nie zgodziły się obie strony – aktywista uznał go za dowód na „nagonkę” i „atak” na niego, zaś reporter był zdania, że kara jest zbyt łagodna. Od orzeczenia odwołała się też prokuratura.
Mateusz J. komentował wówczas, że w sprawie stał się „kozłem ofiarnym”, a w zamieszczonym wówczas na swoim profilu filmie sugerował, iż słowa uznane za groźby padły w kontekście humorystycznym, w rozmowie dwóch znajomych, ale zostały mylnie zinterpretowane. – Nie czuję się winny – zapewnił. I skupił się na krytycznej ocenie działalności stacji TVN.
Sąd odwoławczy nie mógł skazać innych osób, bo uniewinnił ich sąd pierwszej instancji. Co dalej z detektywem i adwokatem?
Sprawa ponownie trafiła na wokandę, a Sąd Apelacyjny w Krakowie zdecydował, że wymierzona kara była zbyt łagodna. Wymierzył więc karę czterech miesięcy pozbawienia wolności, warunkowo zawieszając ją na dwa lata. Nakazał też Mateuszowi J. zapłacenie grzywny w wysokości 10 tys. zł.