Od wielu lat Centrum im. Adama Smitha oraz Związek Przedsiębiorców i Pracodawców intensywnie lobbują za wprowadzeniem podatku przychodowego w miejsce CIT – Corporate Income Tax, czyli podatku od zysków, płaconego przez firmy. Podatek przychodowy od działalności gospodarczej, jak mówił podczas prezentacji pomysłu Mariusz Pawlak z ZPP, wynosiłby średnio 3,9 proc., choć stawka dla różnych podmiotów wahałaby się między 1,5 proc. a 15 proc. w przypadku działalności gospodarczej osób fizycznych i wynosiła 1,49 proc. w przypadku osób prawnych, czyli spółek.
Do tej pory pomysł wydawał się dość egzotyczny i poza wąskim kręgiem promujących go działaczy ZPP oraz Centrum im. Adama Smitha nie budził zainteresowania szerszego kręgu ekonomistów, polityków i przedsiębiorców. Coś się jednak ostatnio w tej materii zmieniło. Na IX Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach odbył się panel „Od lokalnej firmy do globalnego biznesu", podczas którego pomysł podatku przychodowego pojawił się dwukrotnie. Był bardzo mocno promowany przez posła Marka Jakubiaka z Kukiz'15, propozycja taka padła też z ust Krzysztofa Pawińskiego, prezesa polskiej grupy Maspex. Wydaje się, że o tym pomyśle mówi się w coraz szerszych kręgach polskiego biznesu i polityki. Warto się nad kwestią podatku przychodowego pochylić, tym bardziej że jego promocja ostatnio nabrała tempa.
CIT: za i przeciw
Niedawno Tomasz Wróblewski z Warsaw Enterprise Institute zaprezentował wyniki badań przeprowadzonych na zlecenie ZPP wśród przedsiębiorców. Wyniki nietrudno przewidzieć – polski system podatkowy został oceniony jako nieprzejrzysty i uciążliwy, a postulat jego zmiany spotyka się z powszechną aprobatą biznesu. Panaceum na całe zło ma być, według Wróblewskiego, właśnie podatek przychodowy.
Jego zwolennicy powołują się na fakt, iż CIT jest podatkiem stosunkowo kosztownym. Kosztownym dla przedsiębiorców – wypełnianie deklaracji podatkowych co miesiąc zajmuje im bardzo dużo czasu. Wypełnianie wszystkich obowiązujących deklaracji podatkowych zajmuje średnio prawie 300 godzin rocznie i jest jednym z najwyższych wyników na świecie. Jest to także podatek bardzo kosztowny w egzekucji. Przy wpływach do budżetu w wysokości 26 mld zł CIT jest najmniej efektywnym podatkiem zbieranym przez państwo. Sytuację jeszcze bardziej komplikuje fakt, że CIT jest podatkiem, który międzynarodowe korporacje stosunkowo łatwo mogą ominąć. Powszechnie znany jest przykład firmy Apple, która ciesząc się z preferencyjnej indywidualnej stawki podatkowej przyznanej przez rząd Irlandii, unikała opodatkowania tym podatkiem w pozostałych krajach Unii Europejskiej. Skala szkód wniosła 13 mld euro w latach 2013–2014. A przecież Apple w Irlandii to wierzchołek góry lodowej. Większość międzynarodowych korporacji działających w Europie, także w Polsce, stosuje „optymalizację podatkową", korzystając z tradycyjnych lub inteligentnych rajów podatkowych w Europie lub poza nią.
Walka z tym procederem jest kosztowna, skomplikowana i przynosi bardzo skromne efekty. Przeciwnicy CIT słusznie wskazują na fakt, iż szkody wyrządzane przez unikanie jego uiszczania są znacznie wyższe niż po prostu uszczuplanie budżetu. Unikanie podatków przez pewien rodzaj przedsiębiorstw – w tym przypadku międzynarodowe korporacje – powoduje powstanie nierównowagi rynkowej. Niesłusznie uprzywilejowane firmy, które nie muszą płacić podatków, zyskują długofalową kosztową przewagę konkurencyjną nad uczciwymi lub po prostu lokalnie działającymi konkurentami. Tego rodzaju strukturalna długotrwała nierównowaga powoduje wypaczenie mechanizmów rynkowych, powstawanie monopoli, w konsekwencji uprzywilejowanie dużych firm kosztem małych, międzynarodowych kosztem lokalnych, dojrzałych kosztem nowych. Rynek przestaje działać, gospodarka rozwijać, w efekcie tracą klienci. Nie tylko jako podatnicy, będąc zmuszani do płacenia wyższych podatków innego rodzaju, których wpływy muszą wypełnić dziurę po niezapłaconym CIT, ale także jako konsumenci, kupując towary droższe i niższej jakości, bo wyprodukowane w sytuacji zaburzenia gry rynkowej.