Podatkowa niedźwiedzia przysługa

CIT nie jest wspaniałym podatkiem. Problem w tym, że lansowany ostatnio jako alternatywa podatek przychodowy jest jeszcze gorszy.

Publikacja: 01.06.2017 19:39

Od wielu lat Centrum im. Adama Smitha oraz Związek Przedsiębiorców i Pracodawców intensywnie lobbują za wprowadzeniem podatku przychodowego w miejsce CIT – Corporate Income Tax, czyli podatku od zysków, płaconego przez firmy. Podatek przychodowy od działalności gospodarczej, jak mówił podczas prezentacji pomysłu Mariusz Pawlak z ZPP, wynosiłby średnio 3,9 proc., choć stawka dla różnych podmiotów wahałaby się między 1,5 proc. a 15 proc. w przypadku działalności gospodarczej osób fizycznych i wynosiła 1,49 proc. w przypadku osób prawnych, czyli spółek.

Do tej pory pomysł wydawał się dość egzotyczny i poza wąskim kręgiem promujących go działaczy ZPP oraz Centrum im. Adama Smitha nie budził zainteresowania szerszego kręgu ekonomistów, polityków i przedsiębiorców. Coś się jednak ostatnio w tej materii zmieniło. Na IX Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach odbył się panel „Od lokalnej firmy do globalnego biznesu", podczas którego pomysł podatku przychodowego pojawił się dwukrotnie. Był bardzo mocno promowany przez posła Marka Jakubiaka z Kukiz'15, propozycja taka padła też z ust Krzysztofa Pawińskiego, prezesa polskiej grupy Maspex. Wydaje się, że o tym pomyśle mówi się w coraz szerszych kręgach polskiego biznesu i polityki. Warto się nad kwestią podatku przychodowego pochylić, tym bardziej że jego promocja ostatnio nabrała tempa.

CIT: za i przeciw

Niedawno Tomasz Wróblewski z Warsaw Enterprise Institute zaprezentował wyniki badań przeprowadzonych na zlecenie ZPP wśród przedsiębiorców. Wyniki nietrudno przewidzieć – polski system podatkowy został oceniony jako nieprzejrzysty i uciążliwy, a postulat jego zmiany spotyka się z powszechną aprobatą biznesu. Panaceum na całe zło ma być, według Wróblewskiego, właśnie podatek przychodowy.

Jego zwolennicy powołują się na fakt, iż CIT jest podatkiem stosunkowo kosztownym. Kosztownym dla przedsiębiorców – wypełnianie deklaracji podatkowych co miesiąc zajmuje im bardzo dużo czasu. Wypełnianie wszystkich obowiązujących deklaracji podatkowych zajmuje średnio prawie 300 godzin rocznie i jest jednym z najwyższych wyników na świecie. Jest to także podatek bardzo kosztowny w egzekucji. Przy wpływach do budżetu w wysokości 26 mld zł CIT jest najmniej efektywnym podatkiem zbieranym przez państwo. Sytuację jeszcze bardziej komplikuje fakt, że CIT jest podatkiem, który międzynarodowe korporacje stosunkowo łatwo mogą ominąć. Powszechnie znany jest przykład firmy Apple, która ciesząc się z preferencyjnej indywidualnej stawki podatkowej przyznanej przez rząd Irlandii, unikała opodatkowania tym podatkiem w pozostałych krajach Unii Europejskiej. Skala szkód wniosła 13 mld euro w latach 2013–2014. A przecież Apple w Irlandii to wierzchołek góry lodowej. Większość międzynarodowych korporacji działających w Europie, także w Polsce, stosuje „optymalizację podatkową", korzystając z tradycyjnych lub inteligentnych rajów podatkowych w Europie lub poza nią.

Walka z tym procederem jest kosztowna, skomplikowana i przynosi bardzo skromne efekty. Przeciwnicy CIT słusznie wskazują na fakt, iż szkody wyrządzane przez unikanie jego uiszczania są znacznie wyższe niż po prostu uszczuplanie budżetu. Unikanie podatków przez pewien rodzaj przedsiębiorstw – w tym przypadku międzynarodowe korporacje – powoduje powstanie nierównowagi rynkowej. Niesłusznie uprzywilejowane firmy, które nie muszą płacić podatków, zyskują długofalową kosztową przewagę konkurencyjną nad uczciwymi lub po prostu lokalnie działającymi konkurentami. Tego rodzaju strukturalna długotrwała nierównowaga powoduje wypaczenie mechanizmów rynkowych, powstawanie monopoli, w konsekwencji uprzywilejowanie dużych firm kosztem małych, międzynarodowych kosztem lokalnych, dojrzałych kosztem nowych. Rynek przestaje działać, gospodarka rozwijać, w efekcie tracą klienci. Nie tylko jako podatnicy, będąc zmuszani do płacenia wyższych podatków innego rodzaju, których wpływy muszą wypełnić dziurę po niezapłaconym CIT, ale także jako konsumenci, kupując towary droższe i niższej jakości, bo wyprodukowane w sytuacji zaburzenia gry rynkowej.

Większe zło

Problem jednak nie polega na tym, że CIT jest wspaniałym podatkiem. Problem polega na tym, że podatek przychodowy jako alternatywa jest jeszcze gorszy. Co prawda rozwiązuje problem kosztów jego ściągania. Jest prosty i jasny w obsłudze, jednoznaczny do obliczania i nie stwarza problemów interpretacyjnych nagminnie trapiących płacących podatek od zysków. Co jest kosztem pozyskania przychodów, co nie? Przepisy w tym względzie zmieniają się bardzo dynamicznie, a urzędy skarbowe notorycznie wydają sprzeczne ze sobą interpretacje podatkowe. Na absurd zakrawa fakt, że aby taka interpretacja była formalnie dla urzędu wiążąca, podatnik musi uiścić dodatkowy haracz w wysokości 20 tys. zł i interpretacja ta dotyczy wyłącznie jednej sprawy i jedynie płacącego za nią podatnika. Innymi słowy, sam system zakłada, że inny podatnik w tej samej sprawie może otrzymać inną interpretację. Mało tego, ten sam podatnik w innym czasie, chociaż w tej samej sprawie, może się liczyć z odpowiedzialnością podatkową nawet wtedy, gdy od tego samego urzędu otrzymał wcześniej wiążącą decyzję w identycznym przypadku.

Niestety, podatek przychodowy ma jedną zasadniczą wadę – jest naliczany kaskadowo. Innymi słowy, wysokość podatku zawarta w cenie usługi lub produktu zależna jest bezpośrednio od liczby ogniw pośrednich zaangażowanych w proces jego wytworzenia. Każdy kolejny podmiot, od producenta surowca do sklepu detalicznego – przez kolejne szczeble produkcji, hurtownika itp. – musiałby naliczyć podatek przychodowy. Jego wprowadzenie miałoby zatem dwojakie skutki. Po pierwsze, towary importowane z zagranicy zyskałyby natychmiastową przewagę kosztową nad tymi wytworzonymi w Polsce. Nie byłyby bowiem obłożone podatkiem przychodowym, lecz jedynie podatkiem od zysków, i to często niepłaconym przez międzynarodowych eksporterów. Po drugie, wprowadzenie podatku naliczanego kaskadowo na każdym etapie obrotu gospodarczego powoduje, że jego całkowita kwota zawarta w cenie produktu jest zależna od liczby ogniw pośrednich. Krótko mówiąc, nastąpiłaby ogromna presja w kierunku konsolidacji pionowej w całej gospodarce. Towary produkowane przez przemysłowe czebole, kontrolujące proces produkcji od surowców do końcowego towaru sprzedawanego konsumentowi w sieci detalicznej, zyskiwałyby potężną przewagę. Jeśli podatek przychodowy zgodnie z zapowiedzą przedstawiciela ZPP miałby wynosić średnio 3,9 proc., to oznacza, że przy pięciu ogniwach pośrednich stanowiłby już 21 proc. ceny końcowego produktu. To wyrok śmierci na drobnych dostawców. System podatkowy wymusiłby drastyczne skrócenie dostaw.

Dostawcy, szczególnie mali i średniej wielkości, byliby przejmowani przez swoich odbiorców. Co więcej, pomysłodawcy już na wstępie postulują nierówność w traktowaniu podatników ze względu na formę prowadzenia działalności. To zaskakujące, że ZPP, czyli związek przedsiębiorców, postuluje rozwiązania, które mają dyskryminować jego członków. W projekcie podatku przychodowego założono bowiem stawki podatkowe faworyzujące osoby prawne – 1,49 proc. – kosztem osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą – stawki od 1,5 do 15 proc., średnio 3,9 proc. Potencjalny efekt wprowadzenia takich stawek jest dość oczywisty – prowadzenie działalności gospodarczej stałoby się w Polsce nieopłacalne. Przedsiębiorcy byliby zmuszeni do zakładania spółek i ponoszenia związanych z tym wysokich kosztów. Podatkowo preferowane przedsiębiorstwa wyparłyby z rynku 3 mln osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą. Koszty prowadzenia firm drastycznie by wzrosły.

MSP stracą najwięcej

Dziwię się jedynie, że najgorętszym zwolennikiem wprowadzenia systemu podatkowego, który w największym stopniu dyskryminuje drobnych przedsiębiorców prowadzących działalność gospodarczą, na korzyć spółek, a w największym stopniu międzynarodowych korporacji, jest Związek Przedsiębiorców i Pracodawców, czyli organizacji, która ma reprezentować interesy małych i średnich przedsiębiorców. Toż to oni właśnie – mali i średni przedsiębiorcy - stracą na tym podatku najwięcej, zyskają ich wielcy konkurenci lub dotychczasowi kontrahenci.

Możliwe, że budżet zyska, ale nie wiem, od kiedy ZPP reprezentuje interesy budżetu. Nie dziwę się, że symbolem organizacji jest niedźwiedź. Promując podatek od przychodów, ZPP oddaje swoim członkom zaiste niedźwiedzią przysługę.

Autor jest założycielem pierwszego w Polsce domu mediowego - Optimum Media, a także jednym z założycieli SMG/KRC Poland.

Opinie Ekonomiczne
Damian Guzman: Czy polskie firmy będą przenosić się do Rumunii?
Opinie Ekonomiczne
Marek Góra: Nieuchronność dłuższej aktywności zawodowej
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Fałszywy ton nacjonalizmu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Apel do kandydatów na urząd prezydenta
Opinie Ekonomiczne
Anita Błaszczak: Czas na powojenne scenariusze dla Ukraińców