Rpkom.pl: Pracował pan wcześniej w Chile, Argentynie, Brazylii. Czym różnią się te kraje od Polski pod względem prowadzenia biznesu?
Ramiro Lafarga: - Ostatnie cztery lata spędziłem w Słowacji, a to oznacza, że przyjazd do Polski nie oznaczał nadzwyczajnej zmiany. Oczywiście Polska to dużo większy kraj, poza tym, na moje wyczucie, panuje tu w dużo większym stopniu, niż gdzie indziej, duch przedsiębiorczości: gospodarka rośnie (jako jedyna w Europie w tempie szybszym niż 3 proc. rocznie), wiele rzeczy się zmienia. Wasz kraj przechodzi gospodarczą transformację. Czuje się to na ulicach Warszawy. W innych częściach świata niekoniecznie.
Jeśli zaś chodzi o kraje latynoamerykańskie, to powiedziałbym, że główna różnica tkwi w społeczeństwie. W Ameryce Łacińskiej mamy do czynienia z niewiarygodną mieszanką ras i statusów ekonomicznych: mamy tam zarówno klasę wyższą o wysokim dochodzie per capita, jak i średnią, po – w końcu najliczniejszą – klasę o niskich dochodach. W Polsce różnice te są dużo mniejsze niż tam. W Ameryce Łacińskiej diametralne różnice widać też między poszczególnymi krajami. Chile to kraj rządzący się zasadami biznesowymi: jest otwarty, podatki są tam relatywnie niskie, ale trudno tam zbudować skalę biznesu. W Argentynie – przeciwnie: skala do budowania biznesu jest większa, ale więcej jest też regulacji i wyższe podatki, a klimat polityczny nie sprzyja inwestycjom. Brazylia zaś to kompletnie inne zwierzę - nie dość, że kraj jest rozległy i zamieszkały przez 200 mln ludzi, to jeszcze niemal w każdej jego części obowiązują inne przepisy podatkowe i prawne. W Europie jest inaczej. Wszystkie kraje Unii Europejskiej łączy podobny sposób myślenia i podobne prawodawstwo, co sprawia, że przyszłość jest przewidywalna.
Gdyby miał pan zmienić coś w otoczeniu gospodarczym w Polsce, to co by to było?
- Postawiłbym na otwartość rynku, jeszcze większe wspieranie inwestycji czy inwestorów, w tym także zdynamizowanie procesów konsolidacji branży: fuzji i przejęć.