Geldof: Koncerty nie zmieniają decyzji rządów

Bob Geldof, wokalista The Boomtwon Rats będzie gościem Festiwalu Soundedit, który dziś rozpoczyna się w Łodzi, potrwa do soboty.

Aktualizacja: 22.10.2015 07:59 Publikacja: 22.10.2015 07:00

Bob Geldof, wokalista The Boomtwon Rats

Bob Geldof, wokalista The Boomtwon Rats

Foto: materiały prasowe

"Rzeczpospolita": W czwartek w Łodzi na Międzynarodowym Festiwalu Poducentów Muzycznych Soundedit zostanie panu wręczona nagroda „Człowieka ze Złotym Uchem" w uznaniu za „wyjątkowe wykorzystanie muzyki dla pokojowych celów na świecie". Jak wielki znaczenie ma dla pana produkcja muzyczna?

Bob Geldof, wokalista The Boomtwon Rats:

Jeśli mam być szczery, to muszę wyznać, że nie lubię procesu produkowania i miksowania muzyki. Uważam go za niezwykle nudny. Nie mam w sobie cierpliwości, żeby ślęczeć nad procesem przygotowywania płyty. Jestem tylko dostarczycielem piosenek. Zawsze ceniłem takich ludzi jak George Martin, który wyczarował w studio brzmienie The Beatles, czy Jimmy Millera, który produkował albumy The Rolling Stones, ale sam nie czuję się producentem muzycznym. Nie postrzegam siebie jako inżyniera dźwięku. Nie nadawałbym się na klasycznego producenta zamkniętego w studio. Lubię pracę z ludźmi i pracę na żywo. Bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem jest dla mnie najważniejszy.

Płyty The Boomtwon Rats produkowali uznani artyści: Tony Visconti, nadworny producent Davida Bowie, T. Rex, czy Thin Lizzy oraz Robert John „Mutt" Lange, który jest odpowiedzialny za najpopularniejsze płyty AC/DC czy Def Leppard.

„Mutt" Lange był jeszcze dzieciakiem, kiedy powierzyliśmy mu produkcję naszej debiutanckiej płyty w 1977 roku. Po latach wyprodukował „Back In Black" AC/DC i stworzył brzmienie Def Leppard. Jest odpowiedzialny za sukces Shaniany Twain i najnowszą płytę Muse. Nauczyłem się od niego wszystkiego, jeżeli chodzi o pracę w studio. Ale sztuczki studyjne nie mają znaczenia, jeśli piosenka nie jest dobra. Dla mnie najważniejsze jest, żeby piosenka miała duszę.

Jak pan wspomina czasy The Boomtwn Rats, z którymi rozpętał pan w Irlandii punkową rewoltę?

Chcieliśmy grać bluesa, a wychodził nam punk rock. Graliśmy szybko i prymitywnie. Ale mieliśmy dobre piosenki. Wciąż lubię nasze płyty. W 1975 roku nic ciekawego nie działo się w muzyce. My współtworzyliśmy ruch, w którym piosenki miały siłę i przesłanie. Kiedy w zaczynaliśmy grać w Dublinie, nie wiedzieliśmy, że to, co robimy, to jest punk rock, bo wtedy nie było żadnego punk rocka. Chcieliśmy po prostu grać, bo byliśmy sfrustrowani. Irlandia była w fatalnym stanie gospodarczym. Nie mieliśmy pracy. Nie mieliśmy perspektyw. Kościół katolicki był w tamtym czasie bardzo opresyjny. Dusiliśmy się. Nasz muzyka zrodziła się z frustracji. W powstaniu The Boomtown Rats nie było żadnego planu, żeby stać się rock n'rollową gwiazdą. W tym samym czasie w Londynie odreagowali The Clash i Sex Pistols, a w Nowym Yorku Ramones. Kierowali się podobną postawą. Motywował ich gniew i frustracja. Oni również chcieli pisać dobre piosenki, tylko nie potrafili za bardzo grać i robili to głośno, tak jak my.

Czym dla pana był punk?

Ostatnim aktem rebelii w świecie muzyki rockowej. Byliśmy ostatnimi, którzy chcieli zmian i mieli czyste, bezinteresowne intencje. Rock 'n' roll powinien nieść z sobą idee. Idee zmiany. Pamiętam, że mieliśmy grać w komunistycznej Polsce w Gdańsku na jakimś statku, ale nie wypuszczono nas z Londynu. Pamiętam, że spotkałem później w Polsce wiele osób kochających muzykę. Polska ma dla mnie specjalne znaczenie. Spotkałem tu wspaniałych ludzi, którzy mają wiele entuzjazmu. Atmosfera w Polsce była tak niezwykła, że wraz z kolegami założyliśmy telewizję Atomic TV. Wiedziałem, że MTV będzie promować tylko zagraniczną muzykę, a ja chciałem dać Polakom ich własną muzykę. W Warszawie w klubie Ground Zero poznałem wielu ludzi, którzy natchnęli mnie do promowania w polskiej telewizji muzyki.

Jednak Atomic TV zniknęła, jak wiele muzycznych kanałów telewizyjnych.

MTV nas wchłonęło. Ale zdążyliśmy pokazać ludziom dużo dobrej polskiej muzyki. W Polsce przemiany zachodziły wyjątkowo szybko i naturalnie. To było ekscytujące odwiedzać Polskę i widzieć, jak ten kraj się zmienia, jak ludzie się otwierają, jak stare samochody na ulicach są zastępowane nowymi, jak otwiera się rynek.

Czy The Boomtwon Rats nagrają nową płytę?

Moglibyśmy, ale to bez sensu. Nagralibyśmy dobrą płytę The Boomtown Rats, ale kogo by to zainteresowało? Ludzie nie słuchają dzisiaj muzyki. Nie kupują płyt. Ludzie przerzucili się na pliki mp3, które mają fatalną jakość. Słuchając ich pozbawiają się jakości brzmienia. Jakość nie jest dla ludzi ważna. Nikogo nie obchodzi dzisiaj nowa płyta The Rolling Stones. Wszyscy chcą na koncertach śpiewać „(I Can't Get No) Satisfaction" i utwory znane jak „Honky Tonk Women". Kiedy Stonesi wplatają do repertuaru premierowe utwory, ludzie nie są nimi zainteresowani. Podobnie z U2. Nowa płyta U2 nie sprzedała się. Ludzie chcą koncertów U2 i starych piosenek. Nie jesteśmy Stonesami czy U2, ale nikt też nie czeka na nasz nowy album. Publiczność chce usłyszeć na żywo „I Don't Like Mondays" i utwory typu „Rat Trap". Nikt nie chce nowych płyt starych artystów.

Pewnie ma pan już dosyć wykonywania na żywo „I Don't Like Mondays"?

Nie, dlaczego? Po pierwsze, to dobra piosenka. Po drugie, to aktualna piosenka. Po trzecie, to piosenka, która przynosi mi fortunę. Lubię „I Don't Like Mondays" i lubię koncertować. Występy na żywo są jak katharsis. A ja często potrzebuję oczyszczenia.

Był pan organizatorem Live Aid - wielkiego koncertu rockowego zorganizowanego w celu zebrania funduszy dla głodujących w Etiopii oraz współorganizatorem, wraz z Bono z U2, Live 8 – serii koncertów charytatywnych których celem było zwrócenie uwagi polityków grupy G8 na problemy, z którymi boryka się Afryka: głód, bieda, bezrobocie czy AIDS. Czy dzisiaj miałoby sens zorganizowanie wielkiego koncertu charytatywnego, np. żeby pomóc uchodźcom?

Nie. Oczywiście można zorganizować koncert. Gwiazdy przyciągną tłumy. Ale koncert to tylko koncert. Rządy nie zmieniają swoich decyzji ze względu na koncert. Nieważne, ile się zbierze pieniędzy i komu one pomogą, najważniejsze są decyzje rządów. Muzyka nie ma na nie wpływu. Więcej można zdziałać wywierając presję na rządy poszczególnych państw poprzez media społecznościowe. Sprawę uchodźców i straszenia terroryzmem uważam za absurdalną. Terroryzm był, zanim pojawili się uchodźcy. Dzisiaj państwa posługują się każdym wytłumaczeniem, żeby tylko nie pomóc uchodźcom. Narodowe egoizmy zgubią ten świat.

– Rozmawiał Jacek Nizinkiewicz

Sir Bob Geldof, irlandzki wokalista, biznesman, pisarz, aktor, działacz polityczny, autor takich hitów jak „I Don't Like Mondays", czy współautor „Do They Know It's Christmas?". Zagrał głównego bohatera w filmie „The Wall" Allana Parkera. Lider The Boomtow Rats był organizatorem koncertu charytatywnego „Live Aid" oraz współorganizator ośmiu koncertów Live 8 w 2005 roku.

Siódma edycja Festiwalu Soundedit odbędzie się w Klubie Wytwórnia w Łodzi w dniach 22-24 października 2015. W tym roku specjalnym gościem festiwalu będzie zespół OMD, Bob Geldof, Roger Glover z Deep Purple i Wojciech Waglewski wraz z Voo Voo, Fiszem i Emade oraz przyjaciółmi.

"Rzeczpospolita": W czwartek w Łodzi na Międzynarodowym Festiwalu Poducentów Muzycznych Soundedit zostanie panu wręczona nagroda „Człowieka ze Złotym Uchem" w uznaniu za „wyjątkowe wykorzystanie muzyki dla pokojowych celów na świecie". Jak wielki znaczenie ma dla pana produkcja muzyczna?

Bob Geldof, wokalista The Boomtwon Rats:

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Prof. Małgorzata Omilanowska-Kiljańczyk dyrektorką Zamku Królewskiego
Kultura
DALI CYBERNETICS - Immersyjna podróż w głąb genialnego umysłu Salvadora Dalí
Kultura
Profesor Wojciech Fałkowski odwołany ze stanowiska dyrektora Zamku Królewskiego
Kultura
Rebecca Horn, legendarna niemiecka artystka o międzynarodowej sławie, nie żyje
Kultura
Noblista ogłosił projekt Netfliksa, Kulczyk odsłoniła pomnik spalonych kobiet
Materiał Promocyjny
Jak wygląda auto elektryczne