Anna Sroka-Hryń: Przeboje Nataszy Zylskiej skrywają tragiczne przeżycia i traumy

Pogodnymi piosenkami Natasza Zylska zakrywała swoje traumatyczne doświadczenia – mówi Anna Sroka-Hryń, która wcieli się w piosenkarkę w spektaklu „Bajo bongo”. Premiera 14 września w Teatrze Roma.

Publikacja: 12.09.2024 04:30

Anna Sroka-Hryń jako Natasza Zylska w spektaklu „Bajo bongo”

Anna Sroka-Hryń jako Natasza Zylska w spektaklu „Bajo bongo”

Foto: Karol Mańk

Dla dzisiejszych 40-latków, nie mówiąc o pokoleniach młodszych, Natasza Zylska jest postacią kompletnie nieznaną. Co więc panią skłoniło do tego, by się nią zająć?

Radio. Mam kilka ulubionych stacji, a wędrując między nimi, natrafiłam na taką, w której piosenki Nataszy Zylskiej są często nadawane. I pewnego dnia mój mąż, który moim zdaniem ma świetnego nosa, powiedział, że powinnam z nich zrobić spektakl. We mnie natychmiast zaświtała pewna myśl i zaczęłam mocniej drążyć, kim była Natasza Zylska. Okazało się, że materiałów na jej temat jest bardzo, bardzo mało. Są tylko piosenki „Klipsy” czy „Piotruś”, których teksty mogą się wydawać dziś naiwne, ale myślę, że dają odbicie jej własnej historii. Nic tak naprawdę o niej nie wiemy, autorka scenariusza do spektaklu „Bajo bongo” Wiesława Sujkowska dotarła do jej przyjaciółki z Izraela, długo z nią rozmawiała, ale i te informacje są bardzo ograniczone.

Natasza Zylska skrzętnie ukrywała swoje życie. Urodziła się w Wilnie, we wrześniu 1939 roku miała sześć lat i nie wiemy, co się z nią w czasie wojny działo. Odnalazła się po jej zakończeniu w Katowicach.

Prawdopodobnie ukrywała się właśnie tam. Musieliśmy dokonać więc pewnego doaranżowania jej historii na potrzeby spektaklu, ale te punkty w życiorysie, które są nam znane, znalazły się w nim i stanowią pewną podporę. „Bajo bongo” jest pukaniem do Nataszy Zylskiej, która chciała, żeby o niej zapomniano. Takie mam nieodparte wrażenie.

To prawda, bo jest drugi okres jej życia, kiedy u szczytu popularności wyjechała na początku lat 60. do Izraela i zniknęła z Polski.

Zakochała się w adwokacie Asherze Weisbergu, wyszła za mąż. I zajęła się z sukcesem garncarstwem. Odkryła w sobie nowy talent, To, o czym opowiemy w spektaklu, a do czego dotarła Wiesia Sujkowska, pokazuje, że Natasza Zylska nie lepiła garnków, a reliefy portretowe. Najczęściej były to twarze kobiet z ogromnymi oczami. Wydaje się, że w ten sposób nawiązywała do tragicznych przeżyć wojennych, tego, co wówczas doświadczyła, co zobaczyła.

Czytaj więcej

Warszawska Jesień. Przeszłość przenika do współczesnej muzyki

Na dobrą sprawę nie bardzo wiemy również, jak wyglądała Natasza Zylska.

Nie ma nagrań wizualnych z jej występów. Jest trochę zdjęć najczęściej robionych do okładek płyt oraz link na Spotify z jej największymi przebojami. Cieszę się więc, że „Bajo bongo” powstało, bo trudna była droga do tego spektaklu, wymagała choćby wielu rozmów w sprawie praw autorskich do poszczególnych piosenek. Ale dzięki temu mamy wiele wspaniałych utworów, nie tylko nieśmiertelne „Kasztany”, które ona przecież wylansowała, ale także i piękną, a mniej znaną piosenkę „Za szybą mgły”. Ta muzyka wspaniale brzmi, jest elektryzująca.

Z dzisiejszego punktu widzenia są to piosenki łatwo wpadające w ucho, ale Natasza Zylska przełamywała nimi obowiązujące schematy muzyczne, wprowadzała nowe trendy.

Niedawno zmarła pani Rena Rolska, także wspaniała piosenkarka, która była jej dobrą znajomą. Zaczynała od śpiewania piosenek Nataszy Zylskiej, później dopiero wylansowała własne przeboje jak „Złoty pierścionek”. Natasza Zylska była niesamowicie popularna, czego zresztą niektóre koleżanki po fachu jej zazdrościły. A ludzie chcieli jej słuchać, bo dawała im trochę imperialistycznej muzyki, jak ją propaganda nazywała.

Wypłynęła na fali odnowy po październiku 1956 roku, kiedy komuniści trochę uchylili okno PRL-u na zachód. To ona lansowała rytmy latynoamerykańskie – „Soho mambo” czy „Mexicanę”, próbowała śpiewać boogie-woogie. Jak pani odnalazła się w tym repertuarze?

Fantastycznie, zawsze marzyłam, żeby śpiewać z big-bandem. Teraz mam tego próbkę, bo towarzyszy mi szóstka muzyków z sekcją dętą. Uwielbiam takie brzmienia i to, co się na próbach wydarza nie tylko pod względem muzycznym. Reżyserka Anna Wieczur dba, by ta historia miała głębszy wymiar. Staramy się opowiedzieć coś o świecie, w którym kobiety nosiły spódnice, taliowane sukienki, do tego buciki i starannie zrobione fryzury. Świetnie odnajduję się w tamtej kobiecej rzeczywistości. Mam jednak nadzieje, że poprzez te piosenki i ten styl przebije się głębsza prawda o Nataszy Zylskiej.

Pani lubi robić nieoczywiste spektakle oparte na piosenkach. Wpadła pani na pomysł, by z utworów Artura Rojka i Myslovitz ułożyć dramatyczną opowieść lub nadać kształt teatralny przebojom Czesława Niemena.

Bo mnie interesują nieoczywiste rozwiązania. Podstawowym pytaniem w takiej pracy jest znalezienie odpowiedzi na pytanie, o czym chcemy opowiedzieć. Teraz na próbach do „Bajo bongo” odkryliśmy, że weszliśmy w świat nie tylko bez internetu i TikToka, ale nawet bez telefonów, bo te w tamtych latach były dobrem luksusowym. Za to ludzie rozmawiali ze sobą i potrzebowali takich rozmów. Pracując nad tym spektaklem, zrozumiałam, że to jest coś, czego nam dzisiaj brakuje.

Czytaj więcej

Musical „Heathers”. Przemoc, seks i śmierć w szkole

To o czym będzie z widzami rozmawiać Natasza Zylska?

O radości, o cieszeniu się, choć może to zabrzmieć trywialnie, każdą chwilą.

Kobieta, która skrywa głęboko w sobie traumatyczne doświadczenia z przeszłości, chce z nami dzielić się swoją radością?

To jest esencja tego spektaklu i jego bohaterki. W szaroburym świecie PRL-u. Natasza Zylska znalazła coś, co dawało jej radość i pozwalało odbić się od tragicznych przeżyć.

W spektaklu „Bajo bongo” według scenariusza Wiesławy Sujeckiej i w reżyserii Anny Wieczur obok Anny Sroki-Hryń wystąpią Michał Juraszek, Jakub Szyperski i Marek Zawadzki. Kierownictwo muzyczne i aranżacje – Jakub Kubowicz. Premiera 14 września na Novej Scenie Teatru Roma.

Dla dzisiejszych 40-latków, nie mówiąc o pokoleniach młodszych, Natasza Zylska jest postacią kompletnie nieznaną. Co więc panią skłoniło do tego, by się nią zająć?

Radio. Mam kilka ulubionych stacji, a wędrując między nimi, natrafiłam na taką, w której piosenki Nataszy Zylskiej są często nadawane. I pewnego dnia mój mąż, który moim zdaniem ma świetnego nosa, powiedział, że powinnam z nich zrobić spektakl. We mnie natychmiast zaświtała pewna myśl i zaczęłam mocniej drążyć, kim była Natasza Zylska. Okazało się, że materiałów na jej temat jest bardzo, bardzo mało. Są tylko piosenki „Klipsy” czy „Piotruś”, których teksty mogą się wydawać dziś naiwne, ale myślę, że dają odbicie jej własnej historii. Nic tak naprawdę o niej nie wiemy, autorka scenariusza do spektaklu „Bajo bongo” Wiesława Sujkowska dotarła do jej przyjaciółki z Izraela, długo z nią rozmawiała, ale i te informacje są bardzo ograniczone.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Teatr
Teatr TV. Pojedynek Gombrowicza z Mrożkiem
Teatr
Zamach na Stary Teatr: Minkowska, Perceval i Skrzywanek w nowym sezonie
Materiał Promocyjny
Premiera muzyczno-komediowego show z gwiazdami!
Teatr
Musical „Heathers”. Przemoc, seks i śmierć w szkole
Teatr
Cricoteka, współczesna ikona architektury Krakowa, świętuje dziesięciolecie