Mężczyzna wygrzebuje się spod węgla w kotłowni statku. Schodzi na ląd. To Syryjczyk Khaleb Ali. Uciekł z Aleppo. Idzie przez miasto z workiem, w którym ma cały swój dobytek. I po drodze wrzuca monetę ulicznemu grajkowi. Taka solidarność na dnie.
W fińskim Urzędzie do spraw Cudzoziemców Khaleb opowie swoją historię: „Jestem mechanikiem. 6 kwietnia, gdy wróciłem z pracy, mój dom leżał w gruzach. Nie wiem, kto wystrzelił pocisk. Siły rządowe, rebelianci, USA, Rosja, Hezbollah czy ISIS”. Pod gruzami zginęła cała rodzina – ojciec, matka, mały brat, wujostwo z dziećmi.
Narzeczoną stracił już wcześniej, na początku wojny. Khaleb z siostrą, która ocalała, bo tamtego dnia wyszła akurat na zakupy, pogrzebali najbliższych i ruszyli w drogę. Przez Grecję, Macedonię, do Serbii. I dalej. Podczas tej podróży, na którejś z granic, jego siostra została od niego odcięta, zgubiła się. Teraz jej szuka.
Dwaj uciekinierzy
Do Finlandii trafił przypadkiem. Gdy w gdańskim porcie rzuciła się na niego grupa neonazistów, schronił się na jakimś statku, potem znalazł go tam marynarz. Przyniósł jedzenie, powiedział, że płyną do Finlandii. I że to praworządny kraj, szanujący prawa człowieka. Khaleb pomyślał, że ma szczęście.
A jednak Finlandia odmawia Syryjczykowi z Aleppo azylu. Pomaga mu drugi bohater filmu – też uciekinier, tyle że z własnego życia. Wikström sprzedał resztki swojego biznesu i kupił upadającą restaurację. Khalebowi pomaga bezinteresownie, ze zwyczajnej, ludzkiej solidarności. Aki Kaurismäki opowiadał o niej też sześć lat temu w „Człowieku z Hawru”, innym filmie o uchodźcy.